That Guy With The Glasses - Po Polsku!
TGWTG.pl na Facebook!

Inne

TGWTGpl » Inne » Konwenty z Dougiem i spółką » AniNite 2011 » Relacja z wyprawy

Sobota, 03.09.2011 - na miejsce imprezy dotarliśmy tuż przed 10:00, o tej godzinie bowiem zaczynał się konwent. W garści dzielnie dzierżyliśmy torby z upominkami (koszulki serwisu tgwtg.pl + po dwie smycze dla każdego). Zmierzaliśmy właśnie ku formującej się kolejce, gdy zatrzymał nas okrzyk Julii, siedzącej pod stojącym na placu pomnikiem. Zdumiewająca była przede wszystkim treść okrzyku, bowiem zawołała mnie ona po imieniu - a szczerze wątpiłam, by po jednym wieczorze nie dość, że je zapamiętała, to jeszcze poprawnie wymówiła ;) Podeszliśmy bliżej, Julia spojrzała na torby z prezentami i zawołała "Ojej, dla mnie?". Odpowiedzieliśmy, że owszem, jedna torba jest przeznaczona dla niej, na co wyraźnie zdębiała i zaczęła dopytywać czy dobrze zrozumiała i czy czasem sobie z niej nie żartujemy. W chwilę potem na miejsce konwentu dotarła cała ekipa TGWTG, tym razem także ze Spoonym. Podeszliśmy do nich razem z Julią, przywitaliśmy się i wytłumaczyliśmy Spoony`emu, że jesteśmy tłumaczami recenzji m.in. Douga i Bena, na co Maryon wtrąciła, że poza tym jesteśmy "awesome people" - znów zrobiło się nam ciepło na sercach ;) Wręczyliśmy wszystkim prezenty, które wywołały zaskakująco entuzjastyczną reakcję (obawialiśmy się nieco, że Doug będzie rozczarowany - rok temu przywieźliśmy mu m.in. wódkę Chopina i dopytywał czy i tym razem mamy dla niego coś smakowitego).

Weszliśmy na konwent i pozwoliliśmy grupie od siebie odpocząć - przeszliśmy się po salach, pooglądaliśmy sobie krążących po korytarzach cosplayerów i po jakimś czasie poszliśmy na drugie piętro, na którym ekipa miała stoisko. Wydruków było całkiem sporo, z czego część poświęcona "Rycerzom z Przedmieścia" (okładka oraz ilustracje postaci w wykonaniu Maryon - te "witraże" z napisów końcowych). Postanowiliśmy od razu kupić sobie po sztuce, co wywołało oburzenie BenZaie`a, upierającego się przy wręczeniu nam każdego egzemplarza za darmo. W końcu ustaliliśmy, że zapłacimy połowę normalnej ceny i Ben uległ. Obok TGWTG rozsiedli się też inni artyści, rysujący m.in. postacie Nostalgia Critica czy AVGN`a. W zamian za zamówienie jednej pracy (bodajże za 5 euro), wręczali za darmo fanowski komiks poświęcony przygodom NC. Rzecz jasna natychmiast poprosiliśmy o arta (naprawdę udany, podobnie jak i komiks). Na horyzoncie pojawił się też pewien Belg - dopchnął się do stoiska i rozpoczął dyskusje ze Spoonym. Nie zwracaliśmy na niego większej uwagi, ponieważ zajęci byliśmy rozmową z Dougiem i rejestrowaniem filmiku, który otrzyma zwycięzca kolejnego konkursu naszego serwisu ;) Kupiliśmy też "The Best of TGWTG Volume 1", na którym Doug złożył autograf (także na potrzeby konkursu) - i znów musieliśmy niemal siłą wciskać Dougowi kasę do ręki.

Postanowiliśmy na chwilę złapać oddech i zeszliśmy na hamburgera (na konwencie działało kilka stoisk z jedzeniem). Przyznam, że wyśmienity. Żadnego odgrzewania w mikrofali - mięsko prosto z grilla, elegancko usmażone i rewelacyjnie przyprawione. Apetyt nam dopisywał, wzięliśmy więc jeszcze "Wunder Muffina", który zaiste był "wunder" i wróciliśmy na górę. Belg nadal okupował Spoony`ego co zaczynało mnie już nieco drażnić. Chcieliśmy wyjaśnić sprawę zgody na tłumaczenia, tymczasem nie było na to najmniejszych szans. Facet zasłaniał stoisko własnym ciałem, broniąc dostępu do ekipy i zaczynały we mnie powoli szaleć istne tajfuny. Poczekaliśmy jeszcze kwadrans, Belg nawijał jak nakręcony, więc uznaliśmy, że trudno - pogadamy z Noah później, po zaplanowanej na 17:00 konferencji. Ruszyliśmy znów na obchód konwentu i trzeba przyznać, że działo się już więcej niż poprzedniego dnia. Działało całkiem sporo stoisk (dwie kolosalne sale były przeznaczone wyłącznie dla sprzedawców), funkcjonował także DDR Room (niestety tylko z dwiema matami) oraz sala z konsolami, w której siedziało kilkanaście osób i męczyło jakieś bijatyki. Odbywały się także różnego typu panele, ale z uwagi na naszą wybitną znajomość niemieckiego, nie mieliśmy pojęcia jakim zagadnieniom były one poświęcone (ech, było bardziej przykładać się do nauki w liceum!). Wróciliśmy zatem do hotelu, zjedliśmy zupki chińskie, daliśmy odpocząć stopom i około 15:00 kolejny raz pojawiliśmy się na konwencie. Ekipy TGWTG nigdzie nie było widać, przy ich stoisku siedział tylko jakiś facet przebrany za Doktora Insano, który poinformował nas, że grupa poszła na obiad, ale wkrótce wróci. Rzeczywiście niedługo potem objawiła się Maryon, krótkimi słowy zelżyła Belga, który od Spoony`ego odczepił się po 4 godzinach (i też wyłącznie dlatego, że grupa wychodziła na obiad) i poinformowała nas, że podczas konferencji rysować będzie Commission Worki i zbiera zamówienia. Poprosiliśmy zatem, by narysowała coś i dla nas.

O 16:20 postanowiliśmy usadowić się pod salą, w której zaplanowana była konferencja. Stwierdziliśmy, że 40 minut zapasu w zupełności wystarczy na zajęcie dobrych miejsc i przygotowanie kamery i statywu. Tymczasem okazało się, że Gucio - tłum chętnych tkwi już w kolejce do czwartego piętra i musimy stanąć w ogonku. Gorąco było jak piorun, korytarz dość ciasny i nie wiem jakim cudem ci wszyscy ludzie potrafili zachować filozoficzny spokój. Moja nadwiślańska dusza ostro protestowała przeciw uduszeniu się na śmierć, co jakiś czas czyniłam więc rozpaczliwe wypady z kolejki, celem zaczerpnięcia tchu. BTM katorgę znosił lepiej, ale tłumaczę to jego wzrostem - mógł spokojnie oddychać nad głowami tłumu ;P Tuż przed 17:00 pojawiła się upragniona przez wszystkich ekipa. BenZaie wypatrzył nas w kolejce, podszedł i spytał czy ci wszyscy ludzie czekają na konferencję. Przyświadczyliśmy, na co zrobił wielkie oczy i oddalił się szalenie zdumiony. W chwilę potem orgowie rozpoczęli wpuszczanie zgromadzonych na salę konferencyjną i tu należą się słowa uznania w kierunku Austriaków. O żadnym pchaniu się na chama, wciskaniu przed szereg etc. nie było mowy. Organizatorzy stali co kilka metrów, przepuszczali część osób, resztę zatrzymywali gestem gliniarza z drogówki, porozumiewali się ustalonymi między sobą sygnałami i w odpowiednim momencie przepuszczali kolejne kilkanaście osób. Dzięki temu po schodach, pomimo ogromnej liczby ludzi, dało się bezpiecznie przejść, nikt nie zleciał na zbity pysk, nikt nikomu nie przywalił w szczękę ani nie podbił oka - wszystko chodziło jak w zegarku.

Tuż przed rozpoczęciem konferencji, gdy już siedziałam na odwłoku (i na twardych dechach, ale kto by się pchał do krzeseł - w końcu chcieliśmy być blisko sceny), zaczepił mnie jeden z Austriaków i zaczął coś "szprechać", wskazując BTM-a walczącego ze statywem. Poprosiłam, żeby przeszedł na angielski i wówczas okazało się, że padła mu bateria w kamerze i bardzo byłby wdzięczny za przesłanie mu materiału ze spotkania, które niewątpliwie będziemy rejestrować. Zgodziłam się oczywiście chętnie, otrzymałam kawałek kartki z adresem korespondencyjnym i mailowym, po czym zostałam zaczepiona przez kolejnego Austriaka (z uwagi na pląsanie w koszulkach serwisu tgwtg.pl robiliśmy za coś na kształt mini-atrakcji). W krótkich słowach odpowiedziałam na pytania, opisałam naszą działalność, po czym kolejny raz zostałam popukana w ramię i tym razem do dyskusji włączyła się dziewczyna z Rumunii. Istna Wieża Babel :D

Konferencja się rozpoczęła, nas zaś zaczęło dławić wzruszenie, ponieważ część ekipy wystąpiła już w naszych smyczkach. Padło jakieś kilkanaście pytań, na które głównie odpowiadał Spoony - wyraźnie ożywiony i zrelaksowany (być może to efekt oddalenia od Belga ;P). Dowiedzieliśmy się między innymi skąd pomysł na ubicie postaci Ma-Ti w "Rycerzach" (odtwarzający tę postać Bhargav miał już jej serdecznie dość i sam zaproponował ostateczne ucięcie wątku - Spoony tłumaczył, że to prawdopodobnie chęć zaistnienia przez Bhargava na scenie recenzenckiej, w czym Ma-Ti wyraźnie przeszkadzał - chłopak był bowiem kojarzony przede wszystkim z tym bohaterem, a nie z własnymi produkcjami). Całość konferencji oczywiście zarejestrowaliśmy - postaramy się opublikować ją (z napisami) w najbliższym czasie.

Po 18:00 main-org zakończył spotkanie i wszyscy wytoczyli się z sali - znów bez pośpiechu i ofiar w ludziach. Wróciliśmy na drugie piętro, odebraliśmy od Maryon Commission Worka (prezentującego nas w pociągu zmierzającym na AniNite) i usadowiliśmy się w niewielkiej wnęce korytarza, przy windach. Do stoiska ekipy zaczęła ustawiać się kolejka, zaś temperatura w pomieszczeniu rosła. Na horyzoncie pojawił się Belg (tym razem jego ofiarą padł Welshy), w korytarzyku przewinęła się też grupa rozpoznawanych już przez nas Szwajcarów. Tłum w kolejce gęstniał, a temperatura osiągała już bez mała poziom tropikalny. Z lekką rezygnacją zaczęliśmy się gapić na parawan, zagradzający drogę do dalszej części piętra i zastanawiając się, czy przypadkiem gdzieś tam za nim nie jest ukryte jakieś okno, które dałoby się otworzyć. Obok nas pojawił się Sad Panda, wyglądający na bardziej dobitego niż zazwyczaj, a także Welshy (namiętnie okupowany przez Belga). Wkrótce pojawiła się też Julia, zostawiła Maryon swój wachlarz i pognała dalej. Godzina była już 20:00, zaś ludzi stojących w kolejce po autografy nie tylko nie ubywało, ale wręcz mieliśmy wrażenie, że rozmnażają się bez mała przez pączkowanie. Duszno już było nieziemsko, ale desperacja nie pozwalała nam opuścić pomieszczenia - chcieliśmy wreszcie dopaść Spoony`ego i omówić kwestie klepania napisów. Wpychanie się przed innych w grę nie wchodziło, twardo staraliśmy się wysoko dzierżyć sztandar dumy narodowej i wszem i wobec prezentować kulturę osobistą Polaków ;P BTM skoczył więc tylko na chwilę na dół i zakupił plastykowy wachlarz w kształcie głowy kota, najtańszy jaki był, ale zdumiewająco skuteczny w działaniu. Zaczęliśmy też snuć teorie spiskowe, jakoby organizacja celowo uniemożliwiła jakąkolwiek wentylację pomieszczeń, celem zbicia fortuny na wachlarzach właśnie ;)

Około 21:00 wreszcie zrobiło się nieco luźniej i udało nam się dostać do Noah. BTM wspomniał, że otrzymaliśmy przez Linkarę jego odmowę, na co Spoony odparł, że nie przypomina sobie takiej sytuacji i nie ma nic przeciwko tłumaczeniom. Zdziwiło nas to, bo prób kontaktu z nim podjęliśmy mnóstwo, a Linkary o głupie dowcipy posądzić nie sposób. Nie wnikaliśmy jednak w szczegóły, ucieszyliśmy się z otrzymania zgody, pogawędziliśmy jeszcze chwilę i pożegnaliśmy całą ekipę. Drugi dzień imprezy uznaliśmy za wyjątkowo udany, ze zdobytych materiałów byliśmy naprawdę zadowoleni i z czystym sumieniem mogliśmy walnąć się w kimono i odespać kolejny, emocjonujący etap naszej podróży.


1 | 2 | 3