Jest temat o Dr. Who, to czemu nie o innym brytyjskim serialu, który zaskarbił sobie ostatnio wielu fanów, w jego obsadzie nader często pojawiają się aktorzy znani z przygód Doktora, a i twórcami są panowie Steven Moffat i Mark Gatiss, których fanom Doktora przedstawiać chyba nie trzeba ;P
Btw, ciekawostka - Matt Smith starał się o rolę Dr Watsona, natomiast Steven Moffat uznał, że gość bardziej nadawałby się do roli Holmesa, a biorąc pod uwagę, że zaangażowano już Benedicta Cumberbatcha (który swoją drogą z Dr. Who nigdy nic wspólnego nie miał, a takie plotki czasami wymyślają fani), to telefon Matta zadzwonił, gdy szukano następcy 10. Doktora. I tak oto oglądamy 11. Doktora w jego wykonaniu, imo najlepszego od czasu Toma Bakera.
Anyway, wracając do Sherlocka - serial stara się z tego co czytałem, dosyć wiernie oddawać klasyczne historie o Holmesie, jednak akcja umiejscowiona jest we współczesnych czasach, dzięki czemu bohaterowie korzystają ze smartphonów, publikują w sieci, etc., a same fabuły również unowocześniono, przy okazji zawierając ogromną ilość aluzji i mrugnięć okiem dla fanów książkowego Sherlocka (z których pewnie większości nie załapałem, ale running gag z sherlockową czapką załapie chyba każdy, kto nie mieszkał w jaskini przez całe życie).
Na serial póki co składają się 2 sezony - po 3 półtoragodzinne epizody każdy. Tak więc każdy odcinek to długa, satysfakcjonująca historia, ale problem w tym, że przerwy między sezonami są gigantyczne.
Pamiętam, że pierwszy sezon był imo bardzodobry, ale głowy mi nie urwał swoją zajebistością. Pierwszy odcinek był ok, drugi też, trzeci lekko może wystawał ponad średnią, ale szczerze mówiąc liczyłem na coś więcej. Za to drugi, wow, moim zdaniem był po prostu fantastyczny. Każdy z 3 odcinków to osobne dzieło sztuki, z wartka akcją, błyskotliwymi dialogami, trzymającą w napięciu tajemnicą do rozwiązania i kapitalna grą aktorską.
No właśnie, kreacje aktorskie są naprawdę do rzeczy. Sherlock to jak już swego czasu wspominałem, taki Sheldon Cooper, genialny socjopata, którego zmagania z codziennym życiem są naprawdę zabawne, ale kiedy jest w swoim żywiole, to wypada przekonująco. Z czasem dowiadujemy się o nim coraz więcej i działa to tylko na korzyść tej postaci. Watson jest typowym bezużytecznym sidekickiem (daleko mu nawet do Jude'a Lawa z filmu pod względem, hm, efektywności), który jest przez Sherlocka wysyłany to rozmaitych niepotrzebnych zadań, byle mógł się nacieszyć tym, że się do czegoś przydaje. Jednak jest on rodzajem odskoczni od charakteru Sherlocka, bowiem Watson jest zupełnie zwyczajny, można się z nim utożsamiać z pozycji widza, no i nie da się gościa nie lubić. Tak więc jest to trochę powtórka z Doctor Who, tutaj Watson pełni rolę towarzysza, a Sherlock szalonego i genialnego kosmity.
Postacie drugoplanowe są raczej meh, Mycroft jest kompletnie bezbarwny, Lestrade podobnie, Irene Adler rzucała się w oczy w zasadzie tylko gdy pojawiła się nago (najs), za to jest jeszcze gość, który przebija wszystkie inne kreacje - Moriarty grany przez Andrew Scotta. Serio, mógłbym oglądać ten serial tylko dla niego, a finał 2 sezonu sprawił, ze jeszcze zbieram szczękę z podłogi. Zdziwię się, jeśli gość nie otrzyma 20 kg rozmaitych nagród za tę rolę.
Ok, rozpisałem się, a niepotrzebnie, bo planuję zrobić jakiś filmik o tym serialu (i chyba będę musiał przemyśleć formę, bo bez sensu będzie powtarzać to, co tu napisałem), w każdym razie chciałem zachęcić do oglądania, bo naprawdę warto, jest to świetnie napisany i genialnie zagrany serial.
Btw, zastanawiałem się czy wolę wersję serialową czy filmową Sherlocka i muszę powiedzieć, ze to ciężka decyzja To zupełnie inne rzeczy, z innym punktem ciężkości, klimatem czy stylem, jednak jakoś lepiej mi się ogląda Roberta Downey Jr-a w tej roli, podobnie Mycrofta w wykonaniu bezbłędnego jak zawsze Stephena Fry'a, jednak już cała reszta bardziej przypadła mi do gustu w serialu (choć filmowy Moriarty też dawał radę, co muszę dodać), choć hybrydy nie byłym sobie nawet w stanie wyobrazić, w obu adaptacjach imo wszystkie elementy pasują do siebie niemal idealnie. Aha, w obu wersjach (i w filmach Guya Richiego to jest norma, natomiast nie spodziewałem się tego po serialu) naprawdę rządzi montaż. Niesamowita robota, naprawdę.
To jak, kto oglądał, kto chce się podzielić swoją opinią, kto ma to w planach?