przez Krzys » Cz wrz 12, 2013 9:30 pm
A nadrobię sobie zaległości w ocenianiu kinowych premier, na których byłem.
1. Drogówka- opus magnum Wojtka Smarzowskiego i najlepszy polski film, jaki widziałem. To tu moim zdaniem jest najbardziej świadomym twórcą, który świetnie zdaje sobie sprawę z tego, czym jest kino autorskie (porównania do Tarantino bardzo trafne). Poza wciągającą fabułą, sprawdzoną obsadą i charakterystycznym już utopieniu całego filmu w alkoholu, mamy również pełno symboli, easter eggów, czy innych trudnych do wychwycenia smaczków. A w odpowiedzi na narzekania widzów, że to co widzimy na ekranie nie jest wcale tak realistyczne i prawdziwe, Smarzowski pokazuje nam sceny dosłownie z życia wzięte ("Kto kierowcą był?!"). Chociaż ja i tak uważam, że pewne uproszczenia muszą być w kinie zastosowane, aby dało się pewne przywary i zachowania umieścić w dwóch godzinach filmu. 10/10
2. Pokłosie- kolejny dobry polski film, który notabene oglądałem na tym samym seansie co "Drogówkę", podczas nocnego maratonu polskich filmów. "Pokłosie" było prezentowane jako ostatnie, więc teoretycznie powinienem być najbardziej zmęczony i znudzony, ale nic takiego nie miało miejsca (co innego przy przedostatnim filmie, "Mój rower"). Napięcie i niepewność były odczuwalne przez cały film, od początku do końca. Pasikowski zrobił świetny thriller w amerykańskim stylu, z dobrymi kreacjami aktorskimi głównych bohaterów. A wszystkie okrzyki, że film jest "antypolski", pochodzą od ludzi, którzy mają problem z generalizowaniem wszystkiego. Jak reżyser pokazał masakrę Żydów dokonaną przez mieszkańców jednej wsi, to niektórzy widzowie myślą, że według filmu takie rzeczy działy się w całej Polsce. Generalizowanie jest złą rzeczą, A film to film, dzieło rozrywkowe, a nie propagandowe, w szczególności filmy Pasikowskiego. 7/10
3. Iron Man 3- filmy z uniwersum Avengers zaczynają mnie już autentycznie nudzić. Największy problem mam z ich schematycznością, gdyż od początku wiadomo jak cała fabuła się potoczy. W filmach o superbohaterach oczywiście to jest normalne, a ja zawsze swoją ciekawość marvelowskimi produkcjami opierałem na interesującym świecie i ciekawostkach związanych z uniwersum. A w "Iron Man 3" nie było niestety nic nowego o tamtym wszechświecie. Główny przeciwnik był maksymalnie schematyczny i nudny (najpierw do bólu szpetny nerd, potem super przystojny playboy). Niespodzianka dotycząca Mandaryna była akurat świetna, ale nie za bardzo pomogła filmowi, gdyż doprowadziła tylko do paru komediowych wstawek i tyle. A scena po napisach rozczarowująca, pięć minut czekania na kolejną komediową wstawkę. 5/10
4. Człowiek ze stali- nigdy nie widziałem żadnego filmu o Supermanie, ale jestem fanem Zacka Snydera, więc poszedłem i obejrzałem. Większość zarzutów dotycząca tego filmu jest zasadna. Narracja jest bardzo losowa, co utrudnia oglądanie i jest mało spokojnych chwil bez akcji. Scenę ze śmiercią ojczyma Clarka trzeba pokazać Nostalgia Criticowi, żeby porządnie sobie z niej zakpił (Boomer will live!), Schematyczność i komiksowość jest obecna, wbrew temu co mówiono po wyznaczeniu na miejsce producenta Nolana. Z tymże moim zdaniem plusy zdecydowanie górują nad minusami. Postać Supermana jest ciekawa i cały ten patos w scenach z nim jest bardzo potrzebny, aby w pełni pokazać jak wielka odpowiedzialność na nim ciąży i z jak wielką siłą mamy tu do czynienia. Wszelkie odniesienia i porównania do Chrystusa są zasadne i służące na plus klimatowi filmu. Relacje pomiędzy bohaterami były dobrze przedstawione, a sceny akcji nieziemskie. Wielu widzów zarzuca Człowiekowi ze stali, że podczas walki z Zodem niszczy całe miasto i zabija przy tym wielu ludzi, a pomimo tego jest bohaterem. Moim zdaniem to było zło konieczne. Jak nie pokonałby Zoda, ten niszczyłby całą planetę, a nie mógł go przecież poprosić: "Ej, chodźmy walczyć na Antarktydę, bo tutaj wszystko zniszczymy". 7/10
5. Wolverine- kolejny schematyczny fabularnie superhero movie. Ten miał jednak w sobie coś więcej niż "Iron Man 3", a na pewno mniej się nudziłem oglądając go. Kreacja głównego bohatera znakomita, zagrana tak świetnie, że uratowałaby każdy marny scenariusz. Jest o wiele lepiej niż w "Genezie", bo tym razem Logan cierpi po wydarzeniach z trzeciej części X-Menów i to widać (o wiele realniej jest to przedstawione niż trauma Starka z "IM3"). Scena po napisach baaaardzo satysfakcjonująca, chociaż rodząca wiele pytań. 6/10