Niestety, "To Boldy Flee" to chyba najgorszy film rocznicowy, jaki widziałem. Pod względem techicznym jest najlepszy, to trzeba przyznać. Efekty specjalne nie rażą w oczy (jak na film amatorski oczywiście), a muzyka jest wręcz niesamowita. Film leży pod względem fabularnym. Tak jak wielu z Was już zauważyło, nawiązań do klasyków Science-Fiction jest za dużo; przybierają one formę całych linii dialogowych, a nawet całych wątków, przez co spada element zaskoczenia. Historia Egzekutora i Darth Snooba to porażka. Od początku do końca przewidywalna historia, a co za tym idzie, nudna i irytująca. Przypomina bardziej wątek, który mógłby pojawić się w którymś "Strasznym Filmie", niż w autorskiej produkcji Douga Walkera.
Wątek Dziury w Fabule i odejścia Nostalgia Critica jest zamujacy, to prawda. Niemniej zastanawiam się, czy wszystkie wyłapane przeze mnie nielogiczności to przemyślane przez twórców efekty istnienia tejże Dziury, czy też w tym całym patosie i napięciu związanym z ostatnim filmem poświęconym Nostalgia Criticowi, scenarzyści się gdzieś nie zagubili. Oczywiście nawet jeśli gdzieś się potknęli, to ten sprytny zabieg wszystko tuszuje
Kolejna kwestia: niektóre postacie zdają się być wepchnięte na siłę. W poprzednich fimach każde cameo przyjmowałem ze zrozumieniem, bo miało wyraźne odbicie w fabule. Tutaj np. Angry Video Game Nerd wydaje się kompletnie niepotrzebny. Przez cały film ratował dupę Criticowi i wszyscy zastanawialiśmy się, kto to jest i dlaczego to robi. Na końcu okazało się, że pomaga Criticowi, bo... jest Angry Video Game Nerdem. Zadnego zaplecza fabularnego, czy wyjaśnienia, po prostu Angry Video Game Nerd. Podobnie jest z mniejszymi "cameo", czyli, dla przykadu, Mikołajezus, czy Ask That Guy With The Glasses. Wciśnięte na koniec i rzeczywiście jakby na siłę. A Żul w ogóle był, bo go nie pamiętam? Dziwne, bo Żula z "Kickassi" i "Rycerzy z Przedmieścia" pamiętam doskonale.
Dla mnie najlepszym filmem rocznicowym jest cały czas "Kickassia", pomino najmniejszego budżetu. Nie było żadnych przebieranek, które wzmacniały sztuczność filmu (był Critic Dyktator, ale on wyglądał gustownie
), wszystko opierało się na ciekawej i zgrabnie napisanej historii. Zarty też wydaje mi się stały na najlepszym poziomie, bo nie opierały się w dużej mierze na parodii innych filmów, tak jak to było z dwoma następnymi produkcjami.