Recenzja Mroowy pozwoliła mi zrozumieć w czym tkwił problem jeśli chodzi o mój odbiór tego filmu
To, co słyszałam o "Avengersach" przed pójściem do kina, sprowadzić można do "Epicka produkcja na niespotykaną dotąd skalę". Automatycznie skojarzyłam sobie to hasło z najlepszymi filmami o superbohaterach, jakie dotąd widziałam "Mroczny Rycerz" i "X-Men Pierwsza Klasa". Nie wzięłam pod uwagę tego, że w "Avengersach" może być jednak więcej motywów typowych dla komiksów niż dla kina. Sceny kompletnie over the top, dla mnie chwilami wyjęte z pupy, okazują się (wedle Mroowy i ja mu wierzę ;P) nie bezmyślnością twórców, ale zamierzonym efektem, wręcz czymś w rodzaju hołdu swoim pierwowzorom. I tak dalej i tak dalej.
Myślę, że gdybym poszła do kina z nastawieniem "A, obejrzę sobie jakąś głupią nawalankę z masą wybuchów" wyszłabym zauroczona z okrzykami "O rety, wpletli w to nawet fajną fabułę, a i bohaterowie mieli w sobie to coś, zamiast stanowić mięso armatnie" - a ocena filmu podskoczyłaby wówczas o punkcik do góry. Niestety nastawienie miałam kompletnie inne, ale trudno winić za to jednostki odpowiedzialne za stworzenie "Avangers"
Reasumując - wciąż nie uważam, by film był arcydziełem zasługującym na 10/10, ale przynajmniej rozumiem już dlaczego dla wielu osób okazał się produkcją znacznie więcej, niż dobrą