Ale mnie rozczarował ten finał... Taka fajna i epicka nadbudowa była, a ten finał wszystko popsuł. Po kolei:
Ok, pojawia się Malachite/Malecite (oni chyba sami nie wiedzą, jak to się pisze, w napisach jest inaczej i na tgwtg jest inaczej) i paru członków drużyny próbuje z nim walczyć. No ok, mamy parę fajnych efektów, parę słabych (nie rozumiem po co "przyspieszono" sekwencję, w której Linkara strzela z pistoletu), generalnie wszystko na nic, koleś jest niezniszczalny i posyła w diabły każdego. Co więc robi ekipa? Dalej próbują go atakować w P O J E D Y N K Ę! Noż kurde, rozumiem, że wg scenariusza ci ludzie to idioci (inaczej by się nie nabrali na numer z wygraną auta), ale czekanie w rządku i walka z największym badassem filmu w pojedynkę to motyw wyśmiany w setkach recenzji, pewnie też w wielu na tgwtg.com. Zupełnie jakby Dougowi czy Robowi (nie wiem, kto pisał tę scenę) zabrakło inwencji i postanowili wykorzystać pierwszy idiotyczny pomysł, jaki im przyszedł do głowy. Potem pojawia się Ma-Ti i po paru fajnych scenkach wszystko jest over, 15 minut udawania, że komukolwiek zależy na tym bohaterze i koniec, napisy. Ja tu czekałem na epicki pojedynek, wielką walkę angażującą wszystkich bohaterów, krew, pot i łzy, a dostałem Ma-Tiego strzelającego na zmianę z Orlando do siebie kolorowymi kulkami. A potem kilka nieśmiesznych dowcipów, z których uśmiech u mnie wywołały tylko ostatnie słowa przed śmiercią. Słabiutko, słabiutko, ale pamiętam, że Kickassia też się strasznie nędznie skończyła, więc może Doug już tak ma
Piosenka też mi się nie podobała, brzmiała w zasadzie jak każda inna piosenka Sad Pandy.
Obejrzę jeszcze za jakiś czas całość, to może z innego punktu odniesienia to będzie inaczej wyglądało, ale naprawdę jestem rozczarowany, to chyba była imo najsłabsza część. Całość ogólnie jednak wypadła znacznie lepiej niż Kickassia, ale ciągle nie odważyłbym się filmu polecić komuś niekojarzącemu aktorów w nim występujących.
Na plus zdecydowanie efekty - niskobudżetowe co prawda i to bardzo, ale wpisujące się w akcję i pomysłowe, Phelous odwalił dobra robotę. Poza tym aktorstwo - w sumie tylko Tom jak zwykle grał z gracją kloca drewna, ale nikt się nie spodziewał po nim cudów na tym polu.
Trochę na początku narzekałem na grę paru osób, ale to był pewnie problem scenariusza, nie wykonawców. Cała reszta paczki na plus, szczególnie JewWario, Spoony, Joe, Lupa, Paw, Orlando i zdecydowanie najlepszy Doug. Strasznie irytował mnie FilmBrain, Rob i Ma-Ti, ale nic konkretnego im nie zarzucę, po prostu coś mnie uwierało jak ich słuchałem.
Generalnie pod względem gry aktorskiej również ogroooooomny postęp od Kickassii. No i całkiem fajnie zawiązana historia, niezłe kostiumy, parę zabawnych gagów (wiele ich nie było, ale kilka pierwszorzędnych się trafiło). Cameo Jamesa świetne, Bum (ale na końcu) też ok. Na specjalne wyróżnienie zasługuje umieszczenie w filmie Davida Bowie i Lupy z karabinem
Na minus bezsensowne cameo AskThatGuya, które było chyba tylko po to, że to jakaś tradycja, bo inaczej nie widzę za bardzo powodu, dla którego ten niepotrzebny i nieśmieszny występ się pojawił. O finale i niektórych żartach już wspominałem wcześniej, uchybieniach w scenariuszu zdaje się też. Szkoda, że zabrakło paru znajomych gęb z TGWTG, choćby w malutkich cameo jak w Kickassii.
Żeby nie było, że tak tylko narzekam, to podsumowując, i tak muszę ocenić Suburbian Knights zdecydowanie na plus. bardzo fajnie się to oglądało, były momenty lepsze i gorsze, tym niemniej w ogólnym rozrachunku mimo wszystko jestem pełen podziwu dla wszystkich zaangażowanych osób, bo dopiąć takie przedsięwzięcie pewnie nie było łatwo. Doug i ekipa mają się czym chwalić i nawet mimo paru wpadek, śmiało trzeba ściągnąć czapki z głów. Co więcej, widać tu potencjał na coś jeszcze lepszego, oby za rok