ok, hm... hm, hm, hm... jak by tu zacząć...
Dawno, dawno temu w odległej galaktyce, Imperator Gustaf, pierwszy tego imienia, zasiadł przed tele-odbiornikiem i obejrzał film zatytułowany "Zielona Mila".
Ogólnie muszę wtrącić swoje 3 grosze, po prostu muszę
Twoją recenzję obejrzałem już kilkanaście tygodni temu, nie pamiętam już wszystkich zarzutów wobec tego filmu, ale pamiętam te, nazwijmy je, "główne"
1. Brak tajemnicy, niemal wszystko wiadomo do początku. > Zgadzam się w 100 % jedynym niwielkim zaskoczeniem może być fakt, że mordercą dziewczynek jest ktoś również siedzący na zielonej mili. Jednak, od pierwszych minut filmu wiadomo, że to nie wielki, upośledzony murzyn jest mordercą.
2. Postacie są jednowymiarowe > i po raz kolejny zgadzam się w 100%, dokładnie takie są. Czarne charaktery są czarnymi charakterami, a białe białymi, brak jakiejkolwiek skali szarości, a twórcy jeszcze dodatkowo uwypuklają cechy bohaterów, które klasyfikują ich do tych dobrych lub złych. Masz całkowitą rację, to postacie-transparenty (NC przez cały film mógłby śpiewać "exposition" z kacprem).
3. Gra aktorska > tu się można spierać... moim zdaniem rzecz gustu, jak dla mnie Hanks zagrał przyzwoicie (ale gdyby się postarał, mógłby o wiele lepiej)
Dlaczego więc bardzo lubię ten film?
Otóż według mnie, nie o pierwsze dwa punkty w nim chodzi. Kompletnie.
Dla mnie to nie jest film o tajemnicy, który ma zaskoczyć widza nieszablonową końcówką jak w kryminale lub thrillerze, tudzież horrorze. Widz, właśnie MA wiedzieć od początku, że to nie wielki murzyn jest winny śmierci, mają mu współczuć od samego początku, jest to działanie jak najbardziej celowe. Tak samo reszta bohaterów: celowo są ukazane dwa obozy. Czy chodzi tu o starą jak świat walkę dobra ze złem? Moim zdaniem, niezupełnie...
Sądzę (zaznaczam, to jest tylko moja interpretacja! nikogo, do niczego nie namawiam, przedstawiam tylko punkt widzenia), że "Zielona Mila" opowiada o ludzkiej dobroci, pojmowanej jak najprościej (którą symbolizuje tu oczywiście czarny skazaniec o umyśle ddziecka), która jest marnowana... ba! wręcz tłumiona w dzisiejszym świecie. Nawet ci trzej strażnicy, choć świadomi , że to co mają uczynić jest niemoralne, wręcz chore (jeden znich mówi pod koniec filmu coś w stylu "Nie chcę zabić cudu"), to jednak dokonują egzekucji, bo są bezsilni wobec olbrzymiego, wielogłowego potwora, jakim jest biurokracja i/lub ludzkie uprzedzenia. Pomyślcie sami jak ciężko jest być dobrym w dzisiejszych czasach, ludzie wymyślają wymówki: nie mam drobnych, skąd miałem wiedzieć, że on ją bije, ale ja tak naprawdę nic nie widziałem, ale ja pana nie rozumiem, ale autobus mi właśnie odjeżdżał, ale wszyscy tak robią, ale się śpieszę...
I o tym moim zdaniem jest ten film. Jak najprościej, podstawowo, dziecinnie wręćż pojmowana dobroć jest w ludziach zabijana.
Zripostujesz mi, że twórcy tam akurat, na pewno o czymś takim myśleli, kiedy kręcili ten film? Odpowiem: nie wiem... może tak, może nie... patrząc na scenariusz i postacie, wydaje mi się, że tak, ale nie byłbym zaskoczony, gdyby było inaczej.
Uch.. ale się rozpisałem.
p.s. jeśli ktoś już wcześniej przedstawił taki punkt widzenia to przepraszam, ale temat jest długi i nie chciało mi się całego czytać