nareszcie
(moderatorstwo uprasza się o niebicie za jednolinijkowca, ja tu wrócę i walnę porządny komentarz)
Edyta: do głosu doszły moje grafomania i skłonność do wodolejstwa, raczcie wybaczyć.
Na wstępie pragnę uroczyście oświadczyć, że wszystko, co napiszę, jest moją własną subiektywną opinią, z którą ja się zgadzam, a Wy niekoniecznie musicie.
cameo na wstępie: mistrzostwo i majstersztyk. Wspaniała robota, panowie (zwłaszcza przerażenie
Wujcia Mroowy i atak oburzenia w wykonaniu
Whiska, akurat piłam herbatę i parsknęłam śmiechem... skutek wiadomy).
drobiazgi:
-> szalenie podoba mi się wymowne stukanie w nazwisko Toma Hanksa, choć mi nie przeszkadzał, bo książkowego Paula nie znoszę, a on zagrał tak, że w dalszym ciągu mogę tej postaci ze spokojnym sumieniem nie lubić.
-> nawet, gdyby reszta recenzji mi się nie podobała, to Rocky'm kupiłbyś mnie natychmiast
-> podczas egzekucji nie wszyscy płaczą, Hanks dzielnie trzyma fason >:
-> ale Biber był ciosem poniżej pasa...
ad rem:
z zasady, jeżeli film jest ekranizacją, nie oglądam go, zanim nie przeczytam pierwowzoru, więc trochę ciężko mi się odnieść do przewidywalności fabuły, bo na wstępie wiedziałam, kto, co, gdzie, z kim, jak i dlaczego. Wydaje mi się, że efekt zepsuła scena z szeptem na samym początku filmu, bo głos nijak nie przypominał głosu Coffey'a, a podczas czytania nie odniosłam wrażenia, że wszystko jest takie oczywiste. Jeżeli chodzi o kiczowatość i tanie efekty - to nie wina scenariusza, a pierwowzoru, gdzie jak byk stoi, że np. podczas egzekucji Dela szalała burza i za to można winić wyłącznie autora, bo scenarzyści odwalili kawał dobrej roboty - rzadko kiedy zdarza się, że film jest tak wierny pierwowzorowi. A że banały nie rzuciły mi się podczas czytania... podejrzewam, że to kwestia przyzwyczajenia do sposobu pisania Kinga.
Bardziej przeszkadzały babole historyczne, typu krzesło w latach 30-tych, na dodatek w budynku więzienia (a można to znaleźć nawet w ciekawostkach na filmwebie, więc nie może być to wiedza trudna do uzyskania, ergo panu autorowi najzwyczajniej w świecie nie chciało się poszukać).
(...) ale nie wierzę, żeby taki poczytny autor tworzył postacie o profilu psychologicznym Eustachego z kreskówki o Chojraku, tchórzliwym psie.
a żebyś się nie zdziwił...
random:
a głupią mysz sobie wypraszam, Pan Dzwoneczek jest najlepiej wykreowaną postacią, i w książce, i w filmie >:
podsumowanie:
byłam niepomiernie zdziwiona, kiedy się dowiedziałam, że ten film jest uważany za arcydzieło z głębokim przesłaniem, bo jeżeli mam ochotę na coś takiego - na pewno nie sięgnę po Kinga ani coś nakręconego na podstawie jego twórczości, bo niemal wszystko to po prostu całkiem przyzwoite czytadła, przy których nie trzeba specjalnie wysilać szarych komórek. "Zielona mila" to imo jedna z lepszych pozycji w jego dorobku i chyba właśnie dlatego tak lubię film - bo jest wzorcową adaptacją książki (ech, gdyby twórcy "Złotego Kompasu" tak konsekwentnie trzymali się pierwowzoru... marzenia), i nijak nie przyszło mi do głowy, że może cieszyć się taką opinią, bo jako poważny dramat skłaniający do przemyśleń faktycznie nie sprawdza się w ogóle i powiedzieć, że wypada blado, to grube niedopowiedzenie. Odwaliłeś kawał dobrej roboty, a mi pozostaje tylko podziękować na kwadrans świetnej zabawy.
Tako rzekłam ja, Nibi, dziękuję za uwagę.
Träumen und Gedichte schreiben oder reiten mit dem Wind... Niemand versteht mich so wie du!
~~
- Zaczynamy trochę myśleć? (...)
- Ja zaczynam myśleć. Ty jesteś tylko animowanym objawem schizofrenii.