Obejrzałem drugą część (w ogóle wow, w porównaniu z poprzednim rokiem, nowy film cieszy się tutaj wręcz zerowym zainteresowaniem) i jest ciut lepiej niż w pierwszej, choć dalej są niepotrzebne dłużyzny i sporo fragmentów, które wypadły słabiej. Widać też spory rozstrzał między umiejętnościami aktorskimi, np. Douga czy Spooniego a Benetta czy tego gościa w ciemnych włosach i okularach, którego jakoś nie kojarzę. Motyw sprowadzenia ekipy do domu Douga wypadł całkiem z dupy (ot, pojawili się, bo Doug akurat miał gadżet od Insano, wow - to już w poprzednich filmach to było bardziej legit), podobnie nie czaję (może przeoczyłem coś w dialogach) jakim cudem dom zaczął nagle latać - w sensie wystarczyło podłączyć jakąś losową aparaturę od Insano, żeby zamienić chałupę w statek kosmiczny? Hm, to trochę pójście na łatwiznę ;P Nie no, myślałem, że to będzie jakiś istotny element fabuły, ale najwyraźniej udanie się w kosmos domem to mało istotna sprawa ;P
Żeby nie było, że tylko narzekam, parę fragmentów wypadło naprawdę fajnie - Mickey dał radę (btw, obleśne wąsy :S), podobał mi się bardzo motyw z tym, że nikt nie zauważa, że coś jest nie tak z Linkarą, no i ostatnia linijka Terla sprawiła, że po raz pierwszy podczas oglądania TBF się zaśmiałem ;P
Póki co najmilej ogląda się Brada, Douga i Linkarę, show kradnie Spoony, świetny jest Rob jako ten Palpatine-wannabe, natomiast reszta nie bardzo miała się jak wykazać, a jak juz dostawała trochę czasu, to wypadała słabiutko (kurde, Benett to jest mój level gry aktorskiej, wtf, nikt nie zauważył, że mu nie idzie? ;P)
edit: Zapomniałem, groszy od Benetta jest jeszcze Phelous. Omg, nic dziwnego, że nie ma prawie nic do mówienia w tym filmie...