Relacja z pobytu Joe w Polsce, w pewnym skrócie - wersję dłuższą postaram się wrzucić na stronę do końca weekendu.
Generalnie do poniedziałkowego wieczoru (09.04.2012) nie byliśmy pewni co, jak, gdzie i kiedy. Owszem, pewne było, że Joe wyląduje w Warszawie po 17:00 we wtorek, ale bliższe dane owiane były tajemnicą. Łącznie z tym czy na miejscu pojawi się MaroBot, który miał nocować w jednym pokoju z Joe. Sprawa wyjaśniła się dopiero koło 23:00 i w zasadzie w ostatniej chwili zebraliśmy się do wyjazdu. We wtorek byliśmy już w Warszawie (wczesnym popołudniem) zgarnęliśmy z miasta MaroBota i pojechaliśmy do hotelu. Tam, nie mając pojęcia o jakimkolwiek numerze rezerwacyjnym, musieliśmy zwyczajnie przyczaić się w lobby i cierpliwie poczekać na Joe. Pojawił się po 18:00 razem z przedstawicielem CD Projekt i wtedy udało nam się zorientować jak mniej więcej wygląda plan pobytu naszej gwiazdy
Sprawę omówiliśmy ze wspomnianym wyżej przedstawicielem, przekazaliśmy MaroBotowi jego rzeczy i poszliśmy do swojego pokoju, gotowi na przekazanie informacji na forum o potencjalnym spotkaniu w środę - jasne już było, że czwartek w grę nie wchodzi. Ku naszemu zaskoczeniu w chwilę później do drzwi zapukał Joe z MaroBotem - wyciągając nas na miasto na kolację. Powędrowaliśmy zatem w stronę Starego Miasta. Joe wypytywał nas o kwestie polityczne, z zainteresowaniem próbował wymawiać nazwy polskich ulic, przez dłuższą chwilę rozważał problematykę polskich nazwisk (twierdząc, że końcówka "ski" pasuje mu raczej do kobiet, a "ska" do mężczyzn) - tematy dyskusji mnożyły się jak króliki na wiosnę. Po kolacji wróciliśmy do hotelu - i znów chcieliśmy już dać informację na forum, kiedy zostaliśmy "ściągnięci" (czytać "pobiegliśmy w radosnych pląsach" do pokoju chłopaków). W Joe odezwała się hiszpańska krew (każda dziewczyna z CD Projekt i obecna na spotkaniu poświadczy, że traktuje on kobiety szarmancko i lubi się nimi otaczać, dając do zrozumienia jak pięknymi i boskimi są istotami - uczcie się panowie!
), zrobiliśmy sobie sporo zdjęć (dwa poniżej), wypiliśmy po Tyskim i umówiliśmy na dzień kolejny.
W środę wstaliśmy o 7:00 rano - po nieprzespanej nocy (emocje!) czułam się dość zmordowana, ale energia szybko mi wróciła. Przy śniadaniu okazało się zresztą, że nie ja jedna miałam kłopoty ze snem - Joe w zasadzie nie zmrużył oka, z uwagi na beztroskie chrapanie Marobota
Po śniadaniu znów zostaliśmy zaproszeni do chłopaków, Joe podzielił się z nami swoją wizją "tour de CD Projekt", spisał konspekt na kartkę i po 9:30 wyruszył z MaroBotem do siedziby twórców "Wiedźmina". Ustaliliśmy, że spotkanie z fanami odbędzie się wieczorem - przy czym jak się później okazało, Joe musiał odespać zarwaną noc nieco solidniej i plany się nieco pozmieniały. Z CD Projektu wrócił po 18:00, MaroBot zostal u nas, a Joe walnął się spać. Wstał o 20:00 i pojawił się w hotelowym lobby, przywitany gromkimi brawami zebranych już na dole fanów.
Na spotkaniu pojawiło się generalnie około 30 osób. Żaden lokal na Starówce nie wydawał się odpowiedni, by nas pomieścić, ale w końcu trafiliśmy do restauracji meksykańskiej i po prostu na podwórku ustawiliśmy wielki krąg krzeseł. Joe radośnie konwersował ze wszystkimi zgromadzonymi, nie było problemu z zadaniem mu pytania, a wszystkie tematy dyskusji wywoływały nieziemską radość i u niego i u zgromadzonych osób. Przed 23:00 musieliśmy się zebrać z uwagi na fakt, że restauracja miała zostać zamknięta - Joe odebrał prezenty od fanów (figurki Husarów, "homemade kiełbasa" od Yeshu, pokaźna butla wódki i szalik z napisem "POLSKA"). A potem nastąpiła długa sesja zdjęciowa i powrót do hotelu. Hiszpański temperament w Joe znów dał się zauważyć, ponieważ z uporem trzymał się w pobliżu płci przeciwnej
Potem przyspieszył kroku, rozbrajająco wyznając "I have to siku!" (trzeba przyznać, że polskich słów uczył się błyskawicznie - także tych mało cenzuralnych, które do głowy wbijał mu MaroBot, czerpiąc z tego nieziemską frajdę ;P). W hotelowym lobby nastąpiła kolejna seria uścisków, zachwytów i podziękowań, Joe znów pozwolił sobie poprzytulać damy (nawet te, które chwilę później ruszyły z nim na górę i z którymi żegnać się nie musiał
) i spotkanie się zakończyło. Z BTM-em ustaliliśmy, że z uwagi na późną godzinę, nie będziemy już Joe zawracać głowy wywiadem dla tgwtg.pl, ale w chwilę później rozległo się pukanie do drzwi i w progu pojawił się gwiazdorski duet. Wywiad zatem powstał (postaram się możliwie szybko go udostępnić, tylko muszę siebie jakoś wyciąć z kadru), nagraliśmy też dodatkowe zaproszenia (Joe zachęcił mnie do wygłoszenia krótkiej kwestii reklamującej jego stronę, on zareklamował naszą), powygłupialiśmy się jeszcze przez chwilę i jakoś przed 1:00 Joe wrócił do siebie. MaroBot został z nami jeszcze godzinę - licząc na to, że gdy wróci do pokoju, Joe będzie już spał i ewentualne chrapanie nie zakłóci jego wypoczynku. I prawie się udało, bo tej nocy AJ przespał 5 godzin, choć rano wydawał się już naprawdę zmęczony wszystkimi emocjami.
Dziś po śniadaniu (przy którym Joe nakręcił z nami kolejne gagi), pożegnaliśmy chłopaków - oni pojechali do CD Projektu (w planach mają kręcenie dodatkowych materiałów, a potem dłuższe spotkanie z pracownikami), a my z BTM-em zapakowaliśmy się do pociągu i wróciliśmy do Łodzi. Przyznam bez bicia, że gdy Joe uścisnął mnie na pożegnanie i rzucił "I will miss you", poczułam się autentycznie wzruszona. Generalnie chłopak zaskoczył nas swoją otwartością, naturalnością i niezwykłą wręcz skromnością. I powtórzę w odniesieniu do niego to, co pisałam już kiedyś o Dougu - jak tu go nie kochać?