Ojeny, jeny, faktycznie "obiektywna ocena" jest wyrażeniem wewnętrznie sprzecznym, chodzi mi o to, że nie będzie to ktoś kogo problem nie dotyczy osobiście, bo skoro, dajmy na to ja, jestem żakiem i uważam, że się uczę to raczej jasne, że nie będę kpić z każdego rodzaju studiów w Polsce.
Nie twierdzę, że się nie uczysz. Twierdzę, że istnieje bardzo niewielka szansa, że wiedza, którą wyniesiesz ze studiów przyda ci się w życiu zawodowym.
Jako wolnorynkowiec ograniczam się do życzenia im spadku popytu, który martwoi mnie bardziej niż ich istnienie.
Tu się zgadzamy
Gonciarz wrzucał przecież filmy z podróży do Dalekich Azjatyckich Krajów, które przecież mogłyby cieszyć oko młode i stare, a teraz jego filmy cieszą te młode.
Pisząc o Gonciarzu mam na myśli "Zapytaj beczkę", nie jego inne projekty.
Teraz sprawdziłam na youtube trzy filmy Douga i w każdym najliczniejszą oglądającą grupą demograficzną byli "mężczyźni 13-17 lat".
No patrz, a ja zaraziłem NC mnóstwo moich rówieśników, a zdecydowanie nie podpadają pod "mężczyzn w wieku 13-17 lat". Jak to było o kłamstwach i statystykach... ?
Lindsay kilka miesięcy temu wspomniała, że ona i Doug pamiętają rzeczy, których ich widownia już na ogół nie kojarzy ze względu na wiek (to chyba było top10 guilty pleasures), więc o ile nie przeczę, że ten "obrany" target reaguje entuzjastycznie tak tych młodszych jest chyba więcej.
Ale to target się liczy, a nie faktyczny odbiorca. Stąd będę kręcić nosem na film akcji w PG-13, a z większym zaangażowaniem będę śledził losy produkcji R-rated. Bo ten R-rated może i spodoba się młodej widowni (jak mi w wieku lat sześciu podobał się "Robocop", czy "Terminator", zresztą oba te filmy uwielbiam do dziś), ale ich wydźwięk będzie inny, dojrzalszy, bo target jest dojrzalszy. Film R-rated np. będzie raczej pozbawiony elementów humorystycznych skierowanych dla gimnazjalistów, tak samo jak, hm..., recenzja "R-rated".
Ludzie są różni, nie wszyscy idą na studia dla imprezowania, chociaż są i tacy.
Ale jaki to ma związek z tym, co ja wcześniej pisałem?
W kwestii moich studiów - mają mi dać konkretną umiejętność, którą mam potem wykorzystać i niby poświęcają jej najwięcej czasu, ale skłamałabym mówiąc, że uważam, że Metodologia Badań Naukowych wiele wniosła w moją przydatność na rynku pracy.
To podaj mi, proszę, profesję, którą masz nadzieje wykonywać i w której wykonywaniu pomoże ci ten kierunek.
Zresztą mieszkałam z dziewczyną, która sama to musiała wykładać na doktoracie i okazało się, że jej studenci to lamusy, które obsługi office'a nie znają.
Mua napisał wcześniej: Technologie informacyjne - od tego jest podstawówka / liceum / jakiś inny ZSZ. To, że studenci nie znają Office'a to problem systemowy, w żaden sposób nieuzasadniający obecności takiego przedmiotu w studenckim grafiku.
Ogólnie lektoraty nie są bezużyteczne, ale kurde moll, mam przynajmniej połowę podręczników po angielsku, piszę prace w nimże, z niektórymi wykładowcami porozumiewam się tylko w tym języku, więc, daruj Unio, ale w czasie kiedy uczyłam się jak jest "włókno szklane" i "iglica" albo konstruowałam wypowiedź na temat istotnego wpływu grupy rówieśniczej na rozwój dziecka mogłam robić coś przydatniejszego.
Lektoraty były już za PRL tyle, że z rosyjskiego, więc o ile nie jestem fanem UE, to pukasz pod zły adres
Wszyscy mają chyba historię filozofii?
Tak, dlatego nazwałem ją ministerialną "zapchajdziurą". I nie, moja nie była dostosowana do kierunku
Wiem, że z zewnątrz ktoś mógłby powiedzieć, że nauka tego nie ma sensu, ale ludzie poza branżą mają w ogóle słabe wyobrażenie o tym co jest wewnątrz niej i na ile coś jest zapchajdziurą.
Rynek. Pracy.
W kwestii zaślinienia Gonciarza - podważyłeś jego kwalifikacje jako kulturoznawcy, potem podważyłeś to, że na studiach uczy się czegoś przydatnego.
Nie jest kulturoznawcą, jest internetowym showmanem, krytykiem gier i pisarzem. Ja nie jestem dziennikarzem, jestem nauczycielem, tłumaczem i okazyjnie copywriterem. Teraz rozumiesz o co mi chodziło?
No, trochę mnie to zbulwersowało.
Dlaczego?
Uważam, że zaśliniony kretyn aka wieczny trójkowicz to osoba, która wzbrania się przed wyniesieniem czegokolwiek ze studiów.
Od kiedy to oceny reprezentują faktyczny stan wiedzy studenta?
Akane:
Tak, książka mi przypadła do gustu, choć zdecydowanie za krótka była (połknąłem ją w jeden wieczór). Nie żebym dowiedział się czegoś nowego, ale miło było przypomnieć sobie pewne sprawy, które pamiętam z dzieciństwa jak łamanie joysticków na "Decathlonie", czy rysowanie w zeszycie mapek do "Montezuma's Revenge" Z sir Robinsonem zgadzam się w 100% i to w zasadzie główny powód mojego zawodowego zgorzknienia.