Jeżeli upierasz się przy tym rozgraniczeniu (ja je całkowicie odrzucam) na kukturę popularną i kulturę wysoką, to...
masz rację. Serio. Nie będę się spierał w rejonach, których nie uznaję, bo to trochę tak jakbym analizował wyższość
Zeusa nad Jahwe
Czyli jak Ty niby rozumiesz Sztukę? Dla Ciebie każde dzieło rozrywkowe to sztuka? (pytam Ciebie, nie słownik)
Anyway: ok, to nie tak, że dla mnie te podziały są ostre, oddzielone wielkim murem i nigdy nikt nie wyściubia nosa po za swój rejon. Kultura popularna i Sztuka nawzajem się sobą żywią, a i są takie dzieła, które stoją dokładnie pośrodku (szczególnie, kino postmodernistyczne). Ale jest pewna różnica (choćby w celach, po co dane dzieło powstaje). Dla mnie to przede wszystkich różnica funkcjonalna (bo z innych powodów nakrecono Indiana Jones'a, a innych Siódmą Pieczęć) i dotycząca grona odbiorców. To nie jest Zeus i Jahwe, to są rzeczy znacznie bardziej przyziemne. I jeśli nie uznajesz tego podziału: Jakie to ma dla Ciebie w ogóle znaczenie, czy gry to sztuka? Czemu odrzucasz to rozróżnienie i czym, w takim razie jest dla Ciebie "dzieło sztuki"? Pytam bo to zdanie:
W skrócie: "Ojciec chrzestny" - dzieło sztuki. "Fem Tango" - już nie za
bardzo. Kinematografia jako taka - sztuka.
Sugeruje mi, że jednak stosujesz ten podział do pewnego stopnia, bo choć może dobrałbym inne przykłady - z grubsza o to chodzi.
Zgodzę się, że określenie "Sztuka Wysoka" jest trochę głupawe ze względu na swoją końcówkę - ale używam go do tej dyskusji tylko dlatego, że jest krótsze, wygodniejsze i lepiej znane niż "obieg kultury wysokoartystycznej". To nie kwestia snobizmu czy jakiegoś elitaryzmu (patrz na avek, daleko mi do snoba), a właśnie podejścia do swojego fachu (czy dzieła) przez Twórców ( i do kogo w końcu trafia dane dzieło). I w sumie, jeśli przestaniesz myśleć o tym, jak o jakimś wartościowaniu (to serio, nie o to chodzi) - nie widzę większego powodu, żeby się przeciwko tym obiegom sprzeciwiać.
Plus, do kultury popularnej zalicza się rzeczy, które sztuką po prostu nie są z żadnej strony, ale wciąż są pewną kreatywną dzialałnością (jak- nie wiem, poradniki towarzyskie). W obecnym kształcie (i wybacz ton, egzamin z tego miałem niedawno) to przecież pragmatyczne podejście, nie oceniające.
A jeżeli pozbawisz VR missions w MGS grafiki, w ogóle oprawy audiowizualnej i zastąpisz postaci i lokacje patyczakami w
stylu komiksów Dema, to gra naprawdę dalej będzie taka fajna? Serio, serio?
Prawdopodobnie wciąż byłaby zabawniejsza niż większość innych gier z tego gatunku
Gdyby była beznadziejna gra z piekna grafiką, no chyba gorsza przyszłość ją czeka, tbh. Khu, Khu, Final Fantasy VIII.
A jak jesteśmy przy paskudnie wyglądających grach to hej - nigdy w to nie grałem, ale zdaje się być dobrym przykładem: Minecraft jest brzydki jak noc (srsly, komiksy Dema mi przy nim wygladaja jak Leonardo) i masa ludzi świetnie się przy nim bawi. To ma w ogóle jakąś fabułę?
To znaczy co jest? Najprostszy schemat fabularny, ustawienie wobec siebie protagonisty i antagonisty?
To, że w grach fabuła nie musi mieć żadnego znaczenia. Możesz spokojnie zająć się rzeczami, na które nie ma miejsca gdziekolwiek indziej - eksploracja świata, kolekcjonowanie ekwipunku, przeszukiwanie całego terytorium, walczenie z różnymi potworami, zbieranie zwojów magicznych, etc. W Zachodnich RPG szczególnie, główny bohater często jest białą kartką bez większego tła czy głębi (choć w jrpg czasem też), którą my jako gracze mamy wypełnić. I żadne inne medium nie pozwala na taką immersję pomimo możliwości ubogości fabuły.
Fabuła prawie każdej części "The Legend of Zelda" (tak, to nie RPG - ogólnie o grach teraz mówie) - to w gruncie rzeczy właśnie takie przeciwstanie sobie postaci, sama fabuła prosta jak drut (przynajmniej w samej grze, nie mogę mówić teraz jeszcze o chronologii, filmik sklejam) - a Ocarina of Time jest jedną z najbardziej cenionych gier w historii.
A czy walka w "Mass Effect" jest dobra, jeśli nie jesteś zaangażowany w losy postaci? Bo jej mechanika w ME1 to śmiech
Ta, to jest jeden z powodów dla których nie mogłem się przekonać do serii. W ogóle. Świat mnie nie wciągnął, Fabuła kompletnie mnie nie zainteresowała, a mechanika wydawała mi się okropna. Wciąż, gdyby gameplay był bardziej zajmujący dla mnie, spokojnie grałbym dalej, nie przejmując się bohaterami. Taki Final Fantasy X jest kompletnie debilny jeśli chodzi o opowiedzianą historię, ale gra jest zabawna, że hej - szybko się o tym zapomina.
A było wiele gier, które porzuciłem tylko dlatego, że "źle mi się grało" - ale interesowała mnie fabuła, więc sprawdzałem na jakiejś wikipedii czy YT (Lost Odyssey).
A sam ruch kamery i montaż choć
oczywiście czyni film ex definitione, to nie stworzy dzieła sztuki.Tak samo jak sama mechanika choć jak najbardziej
stworzy grę, ale nie dzieło sztuki.
Film mówi swoim językiem, charakterystycznym tylko dla siebie. Powieść używa słów i opisów, podobna struktura historii nie czyni podobieństwa w środkach wyrazu. Montaż nie tworzy dzieła przez samo swoje istnienie, ale za jego pomocą można to dzieło łatwo ulepić - jest specyficznym językiem artystycznym. Właściwa gra, czyli gameplay - nie bardzo. Celem gry jest... rozgrywka, wygranie, rywalizacja z komputerem czy przeciwnikiem, pokonanie przeciwności, zdobycie największej ilości punktów, whatever. Dlatego odnoszę się wciąż do gier planszowych, które mają bardzo podobne podejście. Sposoby grania mogą być bardzo wyelaborowane, czy wykwintne (jak szachy), a dookoła nich może być zbudowana cała filozofia (jak go) - dużo to bliższe do gier komputerowych dla mnie niż kinematografia. I cusik Gameplay nijak mi jakoś nie pasuje do konceptu sztuki. Zaś Cutscenka to smutny moment, gdzie gra chcąc opowiedzieć historie używa języka filmu - nie zaś swojego. Po prostu się nie liczy. Trochę jak te stare pseudorpgi planszowe, do których dodawano VHS. Mówiąc krótko: Mechanika w ogóle sztuki nie tworzy i nie jest tworzywem artystycznym, ale tworzy właściwą grę. Dlatego mam takie opory przy określi gier sztuką.
Nie znaczy to, że gra nie może czerpać z doświadczeń sztuki, czy wywoływać emocje (opera w FFVI, chlip) - po prostu nie to czyni z niej grę, jest jakby trochę obok.
Wrcz przeciwnie - ja im dłużej piszę swoje i czytam twoje posty, tym więcej widzę podobieństw
Powiedz coś szerzej, bo ja nie widzę... nic.
Łodżizus, to był przykład, a nie porównanie. To, że istnieją produkcje pozbawiuone fabuły - tak w komiksach, książkach
To coś zgoła innego, bo ponownie - najważniejszym kryterium oceny gry w tym przypadku jest gameplay, reszta to dodatek. I odkąd gameplay jest najważniejszym aspektem gry jako medium - nie ma w tym nic złego, wręcz przeciwnie. Jeśli twórcy zdołają zrobić najważniejszą rzecz w sposób mistrzowski, a trochę nie dopieścić - w tym przypadku - mniej istotny element - jest to wciąż świetna gra. Problem w tym, że niewiele jest mediów, o których można powiedzieć, że opowiadana historia ma drugorzędne znaczenie.
E, To porównanie do porno mnie nie oburzyło, co kompletnie zaskoczyło