Ok, świeżo po seansie i powrocie do domu gazując przez miasto o zmroku na rowerku
. I powiem, że... było w porządku. Duży minus - za dużo przeciągania pośrodku. Nie że dialogów źle się słuchało, ale za długo trzeba było czekać na jakąś akcję. "Mroczny Rycerz" jak dla mnie był lepiej wyważony. Tym bardziej ucieszyłem się z powrotu Batmana po przerwie (celowy zabieg?), a sama akcja, która działa się na końcu dała mi większego kopa. Choć nie powiem by jakoś urywała łeb, bo nie zwalało się na wszystko tysiące rzeczy na raz, ale była porządnie prowadzona. Intryga w sumie niezła (i kilka dobrych zwrotów akcji), a motyw z Gotham nawet dobry, tylko [starając się nie zdradzać zbyt wiele] nie wiem na co to było, skoro ostatecznie nie miało to chyba mieć znaczenia? Plan Jokera wydawał się mieć bardziej długotrwałe znaczenie. A jak już mowa o nim, to postacie. Bane był wporzo. Charakter był wporzo i wygląd był wporzo, ale nie pasował mi głos. Po zwiastunach myślałem, że będzie miał... głębszy? A tu wydał mi się jakiś zdziadziały. Selina również wypadła pozytywnie. A sam Batman jak to Bruce, po dwóch filmach wiadomo czego po nim oczekiwać. Nie mogę powiedzieć złego słowa (choć czasem go brakowało). Gordon wypadł pozytywnie (chyba w tym filmie robił najwięcej?).
Krótko podsumowując, podobał mi się, choć dłużyzny pośrodku trochę przeszkadzały. Jako zakończenie trylogii pasuje, ale nie zrobił na mnie po wyjściu takiego wrażenia jak "Mroczny Rycerz" czy nawet "Incepcja". Ale to chyba kwestia zawieszenia zbyt wysoko poprzeczki reżyserowi.