Strona 8 z 9

Re: The Avengers

PostNapisane: Pn lip 30, 2012 10:46 pm
przez ichabod
Setting jest "realistyczny", ale to typowo komiksowe uniwersum, pełne budujących reaktor łukowy na środku pustyni genialnych naukowców, milionerów finansujących armie wielkich robotów czy ludzi posługujących się magicznymi pierścieniami (nie mogę się doczekać części trzeciej :))

Re: The Avengers

PostNapisane: Wt lip 31, 2012 11:27 am
przez RandoMan
Problem w tym, że w tym filmie Stark jest zwykłym człowiekiem i nie ma żadnych supermocy więc. To z założenia miał być chyba nieco realistyczny film, a nie jakieś super moce, czy kamehamehy.


Bzdura, z założenia realistyczny to co najwyżej miał być "Batman" Nolana - filmy będące podbudową do "Avengers" jak i samo "Avengers" miało być (i jest) zdecydowanie komiksowe. Naprawdę nie trzeba bawić się od razu w takie zabiegi formalne jak wszędobylska, burtonowska "gotyckość" lub filmowanie na green-boksie jak w "Sin City" i "300", żeby wydobyć z filmu komiksową otoczkę i letnio-blockbusterową jazdę bez trzymanki".

A żeby było na temat:

Na "Avengers" byłem dwa razy w kinie, a to rzecz u mnie ekstremalnie rzadka i moja ocena to DZIESIĘĆ NA DZIESIĘĆ. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak dobrze się bawiłem, period.

Re: The Avengers

PostNapisane: Wt lip 31, 2012 1:32 pm
przez psoras
Na początku witam, gdyż to mój pierwszy post na tym forum.

Odnośnie wcześniejszej kłótni o Iron Mana: sama kłótnia o to, co komu przeszkadza, a co nie, jest moim zdaniem śmieszna. Tak jak powiedział Ichabod z okazji Zielonej Mili: odbiór dzieł kultury jest niesamowicie subiektywny. I tyle ode mnie na ten temat.

No dobra, a teraz o Avengersach.
Czytając różne zapowiedzi, opisy fabuły itd., myślałem: "Matko Boska Kurdwanowska, ależ to będzie ssało". Dlaczego?
Po pierwsze - prosta jak z łuku Hawkeye'a strzelił główna linia fabularna (zły koleś chce zawładnąć światem i tylko superherosi mogą go powstrzymać - kłania się Prawo Bezużyteczności Policji z nonsensopedycznych praw anime).
Po drugie - miejsce finałowej bitwy tak stereotypowe, jak to tylko możliwe (chyba tylko Tokio wylatywało w powietrze więcej razy od NYC-u).
Po trzecie - szóstka bohaterów o tak zróżnicowanych supermocach. Myślałem, że będzie to wyglądało tak, że Iron Man, Thor i Kapitan Ameryka będą się napierniczać w pierwszym szeregu, Hulk będzie robił rozróbę, a Hawkeye i Balck Widow będą się kręcili gdzieś w tle. Zresztą w ogóle sama postać Kapitana Ameryki zdawała mi się zdecydowanie zbyt kiczowata jak na standardy dzisiejszego kina (przyznaję się bez bicia - nie widziałem go w dedykowanym mu filmie).

A TU KURDE WCALE NIE!

Film nawet nie stara się ukrywać ani swojej stereotypowości, ani kiczowatości, ani właśnie tej całej "komiksowości". Ale jakimś magicznym sposobem wcale to nie przeszkadza w oglądaniu. A każdy z bohaterów, od Thora, poprzez Hulka, aż po Hawkeye'a i Czarną Wdowę, ma tu okazję, żeby się pokazać od najlepszej strony. Każdy w tej drużynie jest tak samo ważny. Świetnie i naprawdę bardzo naturalnie przedstawiono też konflikty, a także późniejszą współpracę między bohaterami. Dodajmy do tego całą masę rozwałki i świetny humor... i mamy film, na którym, żeby się dobrze bawić, nie przeba wyłączać mózgu, jak np. na "Transformersach".

Ulubiony cytat: "Seeing. Still working on believing."
Ulubiona scena: http://www.youtube.com/watch?v=z4gN_yc_7ug

Nie dam 10/10 tylko dlatego, bo w ogóle jestem przeciwnikiem wysawiania podobnych ocen. Ale bawiłem się tak, jak chyba na żadnym filmie od czasów pierwszego "Shreka".

Re: The Avengers

PostNapisane: Cz wrz 20, 2012 1:01 am
przez Krzys
Parę dni temu kupiłem "Avengers" na DVD i poczułem nieodpartą chęć podyskutowania o tym filmie. To jest wydaje mi się najlepsze miejsce do tego, bo nie tylko Doug Walker wychwala ten film, ale także "nasi" recenzenci, czyli Ichabot i Mroowa. Na ich odzew też przyznam się cicho liczę i mam nadzieję, że uda im się złamać moje argumenty doczyczące pewnych spraw :P. Już po wizycie w kinie byłem rozdarty na dwoje w kwestii tego filmu. Byłem zdziwiony aż tak pozytywnymi reakcjami i stąd moja chęć polemiki. Po ponownym obejrzeniu wiem już dokładnie co mi "nie gra" w Avengersach i liczę na rozwianie moich wątpliwości, bo szczerze lubię ten film. Lecimy:

Tak jak wspomniałem, lubię "Avengersów", jednak mam wątpliwości, czy nie nie jest to moja "guilty pleasure". Nie zrozumcie mnie źle, nie uważam, by ten film był zły, ale jednocześnie nie mogę powiedzieć, że jest dobry. Film był wspaniały pod względem technicznym. Zdjęcia, muzyka, efekty specjalne naprawdę robiły wrażenie, znacznie bardziej niż w poprzednich fimach z serii. Obsada też jest znakomicie dobrana, każdy świetnie sprawdził się w swojej roli (Ruffalo również wypadł genialne, warto wspomnieć, bo to jego pierwszy występ). Avengersi znacznie słabiej wypadają jednak pod względem fabularnym i to aż na paru płaszczyznach:

1. Kiczowatość, która leje się strumieniami z ekranu. Napisałbym "komiksowość", ale nie czytałem nigdy komiksów o superbohaterach, więc nie będę ryzykował, nie mając rzeczywistego porównania. Sceny, które mnie najbardziej uderzyły, to Hawkeye ratujący dzieci z autobusu (nie wiem dlaczego, poczułem jakby ktoś walnął czerwonymi literami na cały ekran napis "HAWKEYE JEST SZLACHETNY!!!!!") i dwa momenty, które nazwałbym "uśmieszkami". Kapitan Ameryka wydaje polecenia reszcie drużyny i na końcu zwraca się do Hulka: "A Ty... Miażdż". A Hulk: " :D ". Najgorszy był jednak drugi uśmieszek, gdzieś daleko w kosmosie, kiedy to dowódca armii kosmitów żali się przed kimś ważniejszym, jacy to Avengersi nie są potężni. Pokazują twarz złowrogiej istoty, a tu... uśmiech od ucha do ucha. Miało wyjść złowrogo, a wyszło po prostu śmiesznie. Rozumiem uśmiechy Lokiego, który jest znany między innymi jako bóg figli, ale z czego tamten gościu cieszył michę? Fani komiksów pewnie powiedzieliby: "To poteżny Thanos, śmieje się, bo wie, że może dokopać Avengersom". Ale ja oceniam jako laik komiksowy i film powinien być w pewłni zrozumiały także dla takich ludzi. Kolejna kwestia to wszelkie gagi i żarty, które oczywiście bawiły mnie, ale byłem także nimi zdziwiony. O moim zdziwieniu opowiem na końcu kiedy wspomnę o całej serii, a na razie przywołam jedną scenę, mianowicie "Hulk vs. Loki". Tu moim zdaniem mocno przesadzili. Nie wiem, czy to jest komedia? Bo patrząc na tą scenę przypomniał mi się film "Asterix na Olimpiadzie".
Skala finałowej bitwy też mnie zszokowała, bo jednocześnie była wielka i mała. Jakoś niezbyt entuzjastycznie przyjąłem koncepcję szcześciu ludzi walczących z całą armią, to też jest dosyć dziwny pomysł (komiksowy?). Była tam mowa oczywiśćie również o armii USA która też walczyła z obcymi, ale ani razu jej nie pokazali. Stąd moje rozdarcie w ocenie skali finału; po jednej stronie armia, a po drugiej... sześć osób.

2. Banalne rozwiązania fabularne- uderzenie w głowę przywraca wolną wolę po czarze Lokiego? Zniszczenie statku obcych zabija jednocześnie całą armię? Ile w tym filmie mamy uproszczeń... Wiadomo, da się je wytłumaczyć logicznie (chociaż to drugie uproszczenie nie za bardzo. Przecież to były o ile się nie mylę istoty organiczne, a nie roboty, więc skąd taka a nie inna reakcja na zniszczenie centrum dowodzenia?), ale nie oszukujmy się- to są uproszczenia, aby ułatwić superbohaterom wygraną. I nie wpływają dobrze na film.

3. Przy trzeciej płaszczyźnie jestem rozdarty, ponieważ chodzi mi tutaj o szczegóły w fabule, o obecność "dziur". Fabuła filmu była jednoczśnie przemyślana i nie. Była przemyślana pod kątem postaci i ich zdolności. Mamy pełno scen-smaczków, które przypominają nam o zdolnościach bohaterów, o ich źródle, etc. Hulk nie mogący podnieść młota Thora, mimo iż ma orgomną siłę daje do myślenia. Błyskawicie Thora mające zniszczyć Iron Mana ładują jego zbroję do 400% dają do myślenia. Hawkeye skręcający się bólu po wpadnięciu przez okno biurowca przypomina nam, że mimo niezwykłej sprawności wciąż jest człowiekiem bez nadludzkich mocy. Takich scen jest znacznie więcej i uwielbiam je. Mamy jednak niestety drugi biegun, biegun całości historii, gdzie film wydaje się być nieprzemyślany. Mamy wiele dziur w fabule. I tutaj najbardziej liczę o wytknięcie mi wzystkich moich błędów, bo nie chcę tych dziur w fabule (wtedy film odbija się źlę na całej serii). Po kolei:
:arrow: Na końcu "The Incredible Hulka" Bruce znów zmienia się w zieloną bestię, w ostatnim ujęciu się uśmiechając (co daje do myślenia, że nauczył się kontrolować swoje zdolności). W "Avengersach" jednak, w scenie na lotniskowcu, w ogóle nie kontroluje bestii. Samo to nie byłoby dziurą w fabule, bo moment z "TIH" możnaby interpretować różnie, ale parę scen później, podczas bitwy w mieście, Banner w pełni kontroluje Hulka. I do tego może zmieniać się w niego w sekundę, Kiedy on się tego nauczył, skoro jeszcze w tym samym filmie go nie kontrolował? Przecież to nie jest takie proste. Może byłbym skłonny to zrozumieć, jakby na lotniskowcu dali parę momentów świadczących o tym, że Banner stara się kontrolować bestię, parę "przebłysków". Ale nie, to był stary, dobry Hulk.
:arrow: Na końcu "The Incredible Hulka" do generała Rossa zgłasza się Tony Stark i proponuje mu stworzenie drużyny. Kiedy to miało miejsce, skoro w "Avengersach" dowiadujemy się, że najpierw nie chcieli Tonego, a później projekt upadł? Kiedy on się zgłosił do Rossa i po co do niego, skoro TARCZA cały czas obserwowała Bannera? A skoro Ross był kimś ważnym w tym przedsięwzięciu, to czemu nie było o nim mowy w "Avengers"?
:arrow: Steve Rogers jest kuloodporny czy nie? Na lotniskowcu ani jedna kula go nie trafiła, co może świadczyć o tym, że to by go zraniło, ale z kolei w finałowej bitwie dostaje laserem kosmitów w brzuch i nie ma nawet draśnięcia. Czyżby ich laser miał mniejszą siłę przebicia od ziemskich pocisków? No to by by było głupie, bo wtedy kosmici byliby gorzej uzbrojeni.
To są te, które najbardziej rzuciły mi się w oczy podczas oglądania. Wydaje mi się, że oglądając zauważyłem jeszcze jakieś, ale teraz nie mogę sobie przypomnieć- może innym razem.

Teraz o całej serii: główną wadą tych filmów jest to, że każdy z nich reżyserowany jest przez kogoś innego, na podstawie scenariusza jeszcze kogoś innego. Stąd filmy bardzo odbiegają stylistyką od siebie. Tutaj wracam do tematu gagów i humoru w "Avengersach". W poprzednich częściach nie było ich w takim stopniu. Może trochę w Iron Manach, ale to tylko ze względu na specyfikę postaci Starka. Poprzednie części były poważne, a tu nagle dają nam fiilm luźny i pełen gagów, więc zdziwienie jest tutaj prawidłową rekacją. W ogóle często używam słowa "gag" w tym poście, mimo iż chyba jeszcze nigdy nie odniosłem się tak do jakichś scen w filmach, które nie są komediami- używałem określenia "sceny humorystyczne". Ale jak oglądam scenę jak Hulk wali Lokiego o ziemię z każdej strony, mówi "Też mi bóg", a później Loki stęka jakby miał zaraz wypluć płuca, to "gag" jest jedynym określeniem, jakie przychodzi mi na myśl. Iną kwestią odnoszącą się do całej serii, jest wymiana Edwarta Nortona na Marka Ruffalo. Tak jak pisałem, gość poradził sobie świetnie, ale wymiana aktora zawsze burzy realizm i odbija się źle na serii. Stąd kolejny minus dla "Avengersów" i kolejny przykład mojego rozdarcia w stosunku do tego filmu.

To by było na tyle. Uprzedzając argument który pojawiał się już w tym temacie, czyli twierdzenie, że brak realizmu, uproszczenia i kiczowatość nie liczą się w "Avengers", bo i tak przyjemnie się go ogląda... To czy nie jest to przypadkiem przejaw "guilty pleasure"? Film, który jest prosty, naiwny, ale ludzie na to nie patrzą i i tak im się podoba?
Kolejny, podobny argument, to taki, że ten film łamie pewną granicę i jest znacznie bardziej "komiksowy"* od innych produkcji tego typu. Tylko, czy to dobrze? Moim zdaniem film powinien zostać filmem i przekładać historię z komiksów na swój język, a nie kopiując te elementy komiksowego opowiadania historii, które nie wyglądają zbyt dobrze na ekranie.

*wyjaśniam, bo wcześniej napisałem, że nie będę używał tego słowa, ale w tym miejscu musiałem to zrobić. Komiksowe są dla mnie te elementy filmu, które mi jakoś "zgrzytały", czyli: uproszczenia, Hawkeye ratujacy dzieci z autobusu, "uśmieszki", szóstka osób walcząca z całą armią, itp.

PS. Na koniec dodam, że najlepsze w całej serii są moim zdaniem trzy pierwsze filmy, czyli "TIH", "IM" i "IM2". "Avengers", mimo iż nie popełnił tych samych błędów co "Thor" i "CA:TFA", to jednak przybyło mu nowych i stąd jest na równi z tamtymi częściami. A nie powinien być. Kurczę, powinien być najlepszy.

Re: The Avengers

PostNapisane: Cz wrz 20, 2012 2:36 am
przez UncleMroowa
(Uwaga, być może będę się powtarzać po swojej mini-recenzji)
Ten film podchodzi do siebie bardzo na luzie i nie traktuje stworzonego świata na poważnie - tak jak Indiana Jones to robił, rekreująć radosny świat przygodowych seriali kinowych z lat 30' i 40'. Szukanie dziur jest tutaj trochę mijaniem się z celem ;)
Rozbicie powagi ma ułatwić widowni kupienie rzeczywistości, w którym obok siebie walczy wielki zielony mutant (no, nie technicznie mutant, ale wiecie o co chodzi), człowiek w cybernetycznej zbroi, nordycki Bóg i super-żołnierz z II WŚ, wcześniej naturalnie zahibernowany na biegunie północnym. Jakakolwiek powaga natychmiast pokazałaby jak absurdalny jest cały premise ;P

Nie ma tu miejsca na poważny dramat, po prostu by nie zagrał. Opowieści o superbohaterach są zawsze naciągane, bo i samo istnienie takiego herosa jest (delikatnie mówiąc) - naciągane, co dopiero sześciu takich. Stąd też i drobne niekonsekwencje tu i tam - ten film miał być jak kolejka górska, po prostu zabrać Cie wziąć w niezwykłą przejażdżkę - Indiana Jones robił dokładnie to samo ;P

Nie ma nic "guilty" w lubieniu Avengers, to czysta "pleasure" :) (ok, może zabrzmiało trochę dziwne)

Co do Thanosa:
po 1, To scena po napisach końcowych, zostawiona tam specjalnie dla fanów, zatem... część laików pewnie już wyszła i tak z kina.
po 2 - No nie wiem, przynajmniej moi znajomi, którzy nigdy w życiu nie czytali żadnego komiku, od razu rozpoznali, że ten gość to będzie problem.
po 3. Thanos jest trochę rubaszny i przewrotny w komiksach, zatem do postaci jak najbardziej pasuje ;P

co do dziur:
Na końcu "The Incredible Hulka" Bruce znów zmienia się w zieloną bestię, w ostatnim ujęciu się uśmiechając (co daje do myślenia, że nauczył się kontrolować swoje zdolności). W "Avengersach" jednak, w scenie na lotniskowcu, w ogóle nie kontroluje bestii. Samo to nie byłoby dziurą w fabule, bo moment z "TIH" możnaby interpretować różnie, ale parę scen później, podczas bitwy w mieście, Banner w pełni kontroluje Hulka. I do tego może zmieniać się w niego w sekundę, Kiedy on się tego nauczył, skoro jeszcze w tym samym filmie go nie kontrolował? Przecież to nie jest takie proste. Może byłbym skłonny to zrozumieć, jakby na lotniskowcu dali parę momentów świadczących o tym, że Banner stara się kontrolować bestię, parę "przebłysków". Ale nie, to był stary, dobry Hulk.

"Mój sekret, jestem zawsze wściekły". To trochę konsternujące, ale moja interpretacja jest taka, że w przypadku kiedy Banner zmieni się w Hulka pod wpływem stresu z zewnątrz (np. ataku na latajacy lotniskowiec) - nie może nad tym panować. Ale jak będzie mieć wybuch kontrolowanego gniewu - to panuje nad nim znakomicie. Pomyśl sam o jakiejś sytuacji w życiu, kiedy byłeś tak wściekly, że nie panowałeś nad sobą... i kiedy złościłeś się z pewną premedytacją ;)
Na końcu "The Incredible Hulka" do generała Rossa zgłasza się Tony Stark i proponuje mu stworzenie drużyny. Kiedy to miało miejsce, skoro w "Avengersach" dowiadujemy się, że najpierw nie chcieli Tonego, a później projekt upadł? Kiedy on się zgłosił do Rossa i po co do niego, skoro TARCZA cały czas obserwowała Bannera? A skoro Ross był kimś ważnym w tym przedsięwzięciu, to czemu nie było o nim mowy w "Avengers"?

Prawdopodobnie zanim SHIELD uznał, że Tony Stark jest kompletnie nieodpowiedzialnym dupkiem i go wywalili z projektu (bo po napisach w Iron Manie, Nick Fury przeprowadza rozmowę ze Starkiem na ten temat, zatem pewnie był brany jeszcze pod uwagę ;)

Trzeciego momentu nie pamiętam z filmu. Nie, Steve Rogers nie był kuloodporny, tylko jego tarcza.

To by było na tyle. Uprzedzając argument który pojawiał się już w tym temacie, czyli twierdzenie, że brak realizmu, uproszczenia i kiczowatość nie liczą się w "Avengers", bo i tak przyjemnie się go ogląda... To czy nie jest to przypadkiem przejaw "guilty pleasure"? Film, który jest prosty, naiwny, ale ludzie na to nie patrzą i i tak im się podoba?
Kolejny, podobny argument, to taki, że ten film łamie pewną granicę i jest znacznie bardziej "komiksowy"* od innych produkcji tego typu. Tylko, czy to dobrze? Moim zdaniem film powinien zostać filmem i przekładać historię z komiksów na swój język, a nie kopiując te elementy komiksowego opowiadania historii, które nie wyglądają zbyt dobrze na ekranie.

*wyjaśniam, bo wcześniej napisałem, że nie będę używał tego słowa, ale w tym miejscu musiałem to zrobić. Komiksowe są dla mnie te elementy filmu, które mi jakoś "zgrzytały", czyli: uproszczenia, Hawkeye ratujacy dzieci z autobusu, "uśmieszki", szóstka osób walcząca z całą armią, itp.

Nie, to konwencja. To czysta rozrywka i film jest skonstruowany dookoła tego, doskonale wie czym jest i się tym świetnie bawi, więc cóż w tym złego? :) To prawda, że na Avengers trzeba wypuścić trochę wewnętrznego dzieciaka - ale humor naprawdę powinien to ułatwiać.
Jest wiele filmów, które mnie poruszają, czy zastanawiają, ale mało który daje taką solidną dawkę rozrywki i satysfakcji. Same relacje między bohaterami czynią ten film tego wartym, żadna guilty pleasure.

Re: The Avengers

PostNapisane: Cz wrz 20, 2012 1:29 pm
przez ichabod
Ech, Mroowa był pierwszy :/

Nie chcę powtarzać argumentów po nim, ale pozwolę sobie dodać jedną rzecz.

Nie bardzo szczerze powiedziawszy rozumiem takie czepiactwo dotyczące poszczególnych, pojedynczych motywów. Mam na myśli fakt, że w zasadzie niemal każdy rozrywkowy film możesz sprowadzić do nitpickingu, jeśli się bardzo uprzesz. Przykład Indiany Jonesa już się pojawił, do tego np. możesz śmiało pisać, że nie rozumiesz dlaczego Bond jeszcze się trzyma w jednym kawałku albo dlaczego w kosmosie uniwersum Star Wars słychać dźwięki. Całe uniwersum 'Avengers' jest wykreowane tak, by być nierealistyczne, byś od pierwszych minut uświadomił sobie, z czym tu masz do czynienia - i w podobnym tonie były kręcone poprzednie filmy (nie zgodzę się z tym, że poprzednio było poważniej - imo jesli o to chodzi, 'Avengers' mają bardzo podobny ton) - od 'Iron Mana', przez 'Thora', po 'Kapitana Amerykę' ('Hulka' nie liczę, bo dawno już oglądałem, a był imo cienki i nie chce mi się doń wracać), za każdym razem film udanie łączył komiksowe absurdy (niekiedy też bawiąc się konwencją, np. obsada 'Thora', licząc reżysera, raczej nie była wybrana przypadkowo), sporo humoru (głównie wynikającego z dialogów i charakteru samych postaci), dbając też o to, by możliwie jak najpełniej przybliżyć nam postać danego herosa. Dzięki temu w 'Avengers', w ramach tego samego uniwersum, skupiamy się na interakcjach między nimi, współpracy czy w ogóle tym, jak wypadają wszyscy na jednym planie. I umówmy się, film miał zadanie zebrać tę zgraję przebierańców, dać każdemu odpowiednio dużo czasu by zabłysnąć, no i dać im powód by ten tytułowy team stworzyć. Gdybyś do tego dorzucił jeszcze zbyt przesadnie skomplikowaną intrygę czy za dużo czasu poświęcił na ich background, to całość by się zwyczajnie rozlazła. A tak moim zdaniem scenarzysta spisał się idealnie, bo praktycznie cały czas coś się dzieje, a w przerwach jest okazja posłuchać dialogów i pooglądać jak się każdy z bohaterów zachowuje, a przy tym zagrożenie ze strony Lokiego jest cały czas widoczne, wiadomo co kombinuje i widz się zwyczajnie nie gubi w żadnym momencie. Innymi słowy dostajesz spójną i jasną fabułę (gdzie każda z postaci ma cel - udowodnić, że zasługuje na miano bohatera, każda na swój sposób, za pomocą swoich oryginalnych umiejętności), dawkę akcji, błyskotliwych dialogów, kilka poważniejszych momentów, a wszystko podlane humorem, co moim zdaniem tworzy się na esencję rozrywkowego kina.

Nie ma nic "guilty" w lubieniu 'Avengers' - bo to zwyczajnie świetnie napisany i zrealizowany film, który nie wstydzi się swojego komiksowego rodowodu i moim zdaniem do spółki z Iron Manem czy Thorem tworzy wreszcie pewien klimat dla podobnych ekranizacji - udało się twórcom filmów tego cyklu tworzyć kino efektowne, zabawne, a przy tym wcale nie głupie czy prostackie ('Green Lantern' się kłania, swoja drogą widać było, że próbowano przy tym koszmarku osiągnąć podobny efekt) - a Avengers to wręcz idealny wzór. Mam wrażenie, że wielu odbiorców po obejrzeniu X-Men czy Watchmen założyło sobie, że jak komiksowy film nie jest poważny i stara się nieść ze sobą ważnych pytań, etc., to automatycznie staje się czymś wstydliwym. Kino rozrywkowe też można kręcić dobrze i źle, a w 'Avengers' akurat wszystko jest na swoim miejscu i jeśli 'Avengers' jest zbyt komiksowe, a za mało filmowe, to co powiesz o przygodach James Bonda? Za bardzo książkowe? Film jest bardzo pojemnym i elastycznym medium i jak najbardziej warto moim zdaniem za pomocą taśmy filmowej dotykać różnych konwencji, od burtonowej groteski, przez teatralnego 'Thora', mroczne 'Sin City', po realistycznych 'Watchmen', zakładając oczywiście, że uda się filmowcom stworzyć świat, który będzie się trzymał kupy w ramach owej konwencji (dlatego np. nie lubię nolanowych Batmanów, bo nie potrafię uwierzyć w tamten świat).

Więc jeśli nie pasuje Ci stylistyka 'Avengers' - spoko, chociaż moim zdaniem rozwijające się w szybkim tempie kino z superherosami po prostu potrzebowało tego cyklu, żeby uwolnić się trochę od tego niekończącego się udowodniania na każdym kroku, że komiksy nie są tylko dla dzieci i mogą być poważne. Na szczęście okazuje się, że wcale nie muszą, by być warte obejrzenia, a Twoje klasyfikowanie 'Avengers' jako guilty pleasure to jeszcze imo pozostałość bo takim myśleniu ;)

Re: The Avengers

PostNapisane: Cz wrz 20, 2012 10:55 pm
przez Krzys
UncleMroowa napisał(a):Ten film podchodzi do siebie bardzo na luzie i nie traktuje stworzonego świata na poważnie - tak jak Indiana Jones to robił, rekreująć radosny świat przygodowych seriali kinowych z lat 30' i 40'. Szukanie dziur jest tutaj trochę mijaniem się z celem ;)


Bez przesady... Nierealistyczność może wynikać z przyjętej konwencji, ale dziur w fabule zawsze należy unikać, jeżeli tworzy się film oparty na ciągłości wydarzeń (chyba, że akurat wątkiem filmu jest istnienie wielkiej "Dziury w fabule", gdzieś przy Marsie :P). Nie oczekuję żadnego poważnego dramatu w stylu Watchmenów czy Batmanów Nolana, ale czegoś wyważonego. Poprzednie części również miały elementy humorystyczne, ale kiedy miało być dramatycznie, to było dramatycznie (nie uważam tak jak ichabot, że "Avengers" jest podobny do poprzednich części, wręcz przeciwnie). Nie sięgały do takich rozwiązań, jak np. ośmieszenie głównego antagonisty w środku potyczki.

UncleMroowa napisał(a):
Na końcu "The Incredible Hulka" do generała Rossa zgłasza się Tony Stark i proponuje mu stworzenie drużyny. Kiedy to miało miejsce, skoro w "Avengersach" dowiadujemy się, że najpierw nie chcieli Tonego, a później projekt upadł? Kiedy on się zgłosił do Rossa i po co do niego, skoro TARCZA cały czas obserwowała Bannera? A skoro Ross był kimś ważnym w tym przedsięwzięciu, to czemu nie było o nim mowy w "Avengers"?

Prawdopodobnie zanim SHIELD uznał, że Tony Stark jest kompletnie nieodpowiedzialnym dupkiem i go wywalili z projektu (bo po napisach w Iron Manie, Nick Fury przeprowadza rozmowę ze Starkiem na ten temat, zatem pewnie był brany jeszcze pod uwagę ;)


Z tymże zanim SHIELD uznał Starka za nieodpowiedniego on przez cały czas bronił się przed tą "posadą". NIby na końcu IM2 dostał funkcję konsultanta, ale przyjął ją tylko dlatego, żeby jakiś dupek wręczył mu medal. I nie traktował tego poważnie. Może jako konsultant mógł pójść do Rossa, ale wciąz mi to nie gra (powiedział w końcu "stwórzmy" drużynę, więc miał na myśli także siebie). Wyjaśnienie Hulka jest całkiem zgrabne.

ichabot napisał(a):Nie bardzo szczerze powiedziawszy rozumiem takie czepiactwo dotyczące poszczególnych, pojedynczych motywów. Mam na myśli fakt, że w zasadzie niemal każdy rozrywkowy film możesz sprowadzić do nitpickingu, jeśli się bardzo uprzesz. Przykład Indiany Jonesa już się pojawił, do tego np. możesz śmiało pisać, że nie rozumiesz dlaczego Bond jeszcze się trzyma w jednym kawałku albo dlaczego w kosmosie uniwersum Star Wars słychać dźwięki.


Haha, tyle lat oglądałem Gwiezdne Wojny, a dopiero teraz to do mnie dotarło :D. W kwestii Bonda doskonale rozumiem przyjętą konwencję. Nie drażni mnie jak np. 007 zatrzymuje siłą woli pracę wojego serca, a wręcz przeciwnie, bawi. W serii filmów o Bondzie od razu zauważyłem konwencję, w przypadku "Avengers" jest inaczej. Być może wynika to znowu z tego samego, czyli różnic w stylistyce poprzednich filmów. Jak nie zauważasz tych różnic, to trudno. Moim zdaniem różnice są, a szczególnie właśnie w warstwie humorystycznej.

Re: The Avengers

PostNapisane: Pt wrz 21, 2012 1:34 pm
przez RandoMan
Haha, tyle lat oglądałem Gwiezdne Wojny, a dopiero teraz to do mnie dotarło .


Bodaj w nowelizacji "Nowej nadzieji" wytłumaczono to tak, że komputery pokładowe na podstawie radarów, czy czegoś symulują efekty dźwiękowe, żeby pilotowi łatwiej było się "zorientować" w potyczce. Works for me :)

Re: The Avengers

PostNapisane: Cz lis 14, 2013 5:49 pm
przez Krzys
"Thor: Mroczny świat" kopie dupę! Nie wiem ile osób tutaj już go obejrzało, ale po prostu muszę napisać parę słów o nim! I zaktualizować trochę swoje zdanie na temat całego uniwersum.

Thor: Mroczny świat

Jestem niesamowicie usatysfakcjonowany tym, co zobaczyłem w kinie. Bez kitu, nie czułem się tak, odkąd zobaczyłem "The Incredible Hulk". Ciężko ubrać w słowa to co czuję po obejrzeniu, ale postaram się coś skleić. W temacie "Premiery kinowe" narzekałem na to, że w Iron Man 3 nie było nic nowego na temat uniwersum Marvela i przez to się na nim wynudziłem. Tutaj cały mój poprzedni zawód został wynagrodzony z nawiązką. Film też naprawia błędy pierwszej części przygód kosmity z Asgardu, bo "Thor" jak na film przedstawiający po raz pierwszy wątek Dziewięciu Światów, był zadziwiająco mało epicki. Tutaj już w pierwszej połowie filmu mamy inwazję na Asgard, z mnóstwem akcji i fantastycznych efektów wizualnych. Pokazano nam też trochę więcej nowych planet, które wyglądają oszałamiająco- zwłaszcza Asgard, który w pierwszym Thorze zahaczał o kicz, tutaj jest przepiękny. Mamy tutaj wszystko, czego możemy oczekiwać po opowieści o Dziewięciu Światach: obce planety, bitwy, potwory, potężne artefakty...
Film powiela jedną z największych wad "Avengers", czyli jest niewyważony w kwestii powagi i humoru, ale zupełnie mi to nie przeszkadza, biorąc pod uwagę jak wiele nowych rzeczy dowiedziałem się o tamtych światach. Zwłaszcza podoba mi się tutaj scena po napisach, zapowiedź "The Guaradians of The Galaxy", który wydaje się być jeszcze bardziej szalony od "The Dark World". W ogóle jakie to jest proste i jednocześnie skuteczne zainteresowanie widza, powiedzieć, że (spojler): jest jakichś przedmiotów więcej niż sądziliśmy i trzeba je wszystkie zebrać. Zupełnie jak ze Scyllą w "Skazanym na śmierć" :P (koniec spojlera)
Pod kątem prowadzenia akcji też jest wyśmienicie. Wszystkie zwroty akcji są zaskakujące, postacie w większości dobrze napisane (z wyjątkiem ekipy Jane Foster, którzy są jednowymiarowi i istnieją tylko po to, by sypać żartami. W ogóle co oni zrobili z Selvigiem? I dlaczego biegał nago? Wyjaśnienie, że zwariował, nic nie daje, skoro ostatecznie okazuje się, że nie zwariował). Loki przeszedł samego siebie, ale więcej niestety nie mogę o nim napisać, żeby nie zaspojlerować :(

Ogólnie to film jest prześwietny. Powiela błędy z "Avengers", ale sprawuje się znacznie lepiej niż "Iron Man 3" i "Thor". W ogóle całe uniwersum Marvela opiera się na historii z Thorów. Przy takich filmach przygody Iron Mana, czy Kapitana Ameryki, są tak mało istotne, że faktycznie mogą nudzić. Zacieram ręce na "Strażników Galaktyki" i oby byli oni jeszcze bardziej rewolucyjni dla uniwersum, niż "Mroczny świat". A wszystko wskazuje na to, że tak będzie :)

Uniwersum Avengers
(Chociaż w sumie powinienem pisać nie "Uniwersum Avengers", a "Uniwersum Thora" :P)

Chcę umieścić tu parę przemyśleń dotyczących tych filmów, mianowicie kwestię dziur w fabule i humoru.

Kiedy pisałem o "Avengers", żaliłem się, że są tam dziury w fabule. Teraz jednak powinienem zmienić swoje zdanie i z całym przekonaniem stwierdzam, że filmy Marvela są świetnie przemyślane i nie ma tam żadnych dziur w fabule. W końcu są tworzone między innymi dla geeków, którzy każdą dziurę wypatrzą i będą mieli za złe. Marvel stara się jak może, by fabuła wszystkich filmów doskonale się kleiła. Moje wątpliwości dotyczące największej dziury, czyli wizyty Starka u Rossa ("The Incredible Hulk"), zostały wytłumaczone w krótkometrażówce "Marvel's One Shot: The Consultant". Co prawda bardzo dużo ekspozycji potrzeba było, by to wyjaśnić, ale widać tutaj bardzo ładnie starania Marvela o przychylność fanów. W innym "One Shot" mają na przykład pokazać prawdziwego Mandaryna.
Z kolei inne drobne kwestie, które mnie nękają, nie są dziurami w fabule, tylko po prostu twórcy ich nie wyjaśnili. W "Mrocznym świecie" już zacząłem się martwić, że film całkowicie zapomni o potworze, który przecież przedostał się z Jotunheim na Ziemię, ale ostatnia scena po napisach (której nie widziałem, ale przeczytałem o niej w Internecie :() mnie uspokoiła. Pokazuje ona, że twórcy dbają o wszystkie szczegóły filmu, a jeśli czegoś nie tłumaczą (bo nie powiedzieli i już raczej nie powiedzą, co ostatecznie się z tym potworem stało), to nie dlatego, że nie upilnowali jakiegoś wątku, tylko dlatego, że jest to nieważne dla fabuły i konstrukcji całej historii. Szczególiki z Avengers można bardzo łatwo wytłumaczyć, np. Kapitan Ameryka przeżył strzał laserem kosmitów w brzuch, bo jego kombinezon (który zapewne jest odporny na wysokie temperatury) go ochronił.

Teraz trochę o humorze. "Avengers" odniosło ogromny sukces kasowy i zyskało szerokie grono fanów, więc oczywistym jest, że teraz filmy Marvela będą iść w kierunku, jaki podyktowała im ta produkcja. Nie zrozumcie mnie źle, humor w pewnych częściach filmu (zwłaszcza takiego filmu) jest potrzebny i w "Mrocznym świecie" przez większość czasu sprawdzał się świetnie. Nie trawię natomiast humoru rzucanego w sam środek finałowej potyczki z wrogiem, gdzie powinno być najbardziej poważnie. Myśląc o tym olśniło mnie, że może chodzi o stopień zawieszenia niewiary. Ja nie trawię takiego przeskakiwania z akcji do humoru, bo jestem całkowicie wsiąknięty w film i w scenach akcji czuję grozę i niebezpieczeństwo. Natomiast może większa część ludzi ma dystans do tego co ogląda i dwaj naparzający się faceci sprawiają im frajdę, a nie wprowadza elementy grozy. Scena w metrze była najgorsza i śmiałem się w wymuszony sposób, tak nienaturalne było to przejście z z akcji do humoru. Pewnie z tego samego powodu nigdy nie trawiłem wrestlingu i bardziej mnie on przerażał, niż bawił.

Re: The Avengers

PostNapisane: N paź 16, 2016 3:51 pm
przez Donmaslanoz14
Awendżersi ssą.