That Guy With The Glasses.pl -Doug walker czyli Nostalgia Critic, Chester A. Bum i inni - strona główna

Spotkanie w Łodzi - relacje

Czyli dyskusje o wszystkim i o niczym

Spotkanie w Łodzi - relacje

Postprzez Akane » Cz paź 13, 2011 4:39 pm

Relacja Akane (mam nadzieję, że inni też wrzucą swoje!)

Dla nas (tj. dla mnie i BTM-a) cała akcja zjazdowa rozpoczęła się jeszcze przed pierwszym października ;) Rzecz jasna do ostatniej chwili kombinowaliśmy ze śpiworami i materacami, a ja z tępą rozpaczą gapiłam się w okno i obgryzałam paznokcie, mamrocząc pod nosem "Nie starczy nam materacy! Będą musieli spać na podłodze!". Około 17:00, 30-ego września, dotarłam do punktu bliskiego eksplozji ze zdenerwowania, ponieważ po spakowaniu wszelkich klamotów okazało się, że plecaków, toreb i torebek, mamy do zabrania więcej niż gdy jechaliśmy do Wiednia. Konieczne okazało się wezwanie taksówki bagażowej, bo tylko do tego typu pojazdu dało radę to wszystko wepchnąć. Jakoś przed 18:00 wtoczyliśmy się do mieszkania mojej Teściowej, która akurat wizytowała rodzinę i beztrosko wyraziła zgodę na zorganizowanie imprezy pod jej nieobecność.

Parę minut po 18:00 odbyliśmy nasz pierwszy kurs tramwajem numer 12 i udaliśmy się po Mroowę, gnającego w kierunku Łodzi PKS-em i radośnie donoszącego o kolejnych widokach z trasy. Przyjazd autobusu planowany był na 18:50, zatem gdy o 18:45 otrzymałam informację "Wszędzie są jakieś pola, ale chyba się zbliżam", moim wnętrzem targnął niepokój. Pól wszak w cetrum Łodzi mamy nieurodzaj, więc skąd mu się za oknem wzięły właśnie pola? Przez chwilę zastanawialiśmy się, czy przypadkiem nie pomylił się i nie wyruszył np. nad morze, ale jemu zabłądzić nie było dane. Dotarł o 19:15, mocno zmachany podróżą.

Wieczór spędziliśmy na popijaniu piwa (no, w moim przypadku Karmi, które ponoć piwem nie jest ;P) i oglądaniu "Zmierzchu", na wyraźne życzenie Mroowy. Spać poszliśmy około północy, po 6:00 bowiem czekała nas pobudka.

W sobotę masa rzeczy poszła nie tak, jakby sobie życzyła chyba cała ekipa ;) Co prawda wstaliśmy z BTM-em zgodnie z planem, ale gdy kończyliśmy - już wspólnie z Mroową - śniadanie i dopijanie kawy, okazało się, że na bank spóźnimy się po Kolmyra. Pognaliśmy zatem do tramwaju i tuż przed dworcem (tym razem Łódź Kaliska) odebrałam telefon od Kolmyra informującego mnie, że już jest i czeka. W jakieś 7 minut później zlokalizowaliśmy go przed peronem i, już we czwórkę, wróciliśmy do domu. Kończyliśmy właśnie drugie śniadanie i kolejną kawę (poprzednia została bowiem w zasadzie połknięta w ekspresowym tempie), gdy znów się okazało, że jesteśmy spóźnieni. Wysłałam sms-a do Yeshu, który jechał razem ze scarlet i Nibi, ze skruchą informując o obsuwie. Stres łapałam coraz większy i prawdopodobnie miałam już coś na kształt obłędu w oczach (które, jak wiemy, są straszne i bez obłędu ;>). Po drodze na przystanek, odebrałam jeszcze sms-a od ichaboda, który został wprowadzony w błąd przez nasze kochane PKP i zamiast do Łodzi, pojechał do Bydgoszczy (od tej pory nie wierzę już w żadne tabliczki na wagonach!). Zapowiedział przybycie na późne popłudnie. Obiecałam go odebrać bez względu na porę przybcia i razem z trójką muszkieterów, władowałam się do tramwaju numer 12. Spóźnieni o jakiś kwadrans dotarliśmy na Łódź Fabryczną i odebraliśmy Yeshu, scarlet i Nibi. Chwilę pozachwycaliśmy się wszyscy sobą wzajemnie, wymieniając okrzyki i uściski i dla odmiany wsiedliśmy w "dwunastkę", łączącą oba dworce. Tym razem nie daliśmy ciała, pojawiliśmy się na peronie jeszcze przed pociągiem ze speidermanem i DoubleFacem na pokładzie. PKP oczywiście postanowiło pokazać nam środkowy palec - głośniki wycharczały komunikat, że oczekiwany przez nas pociąg będzie spóźniony. Czas wykorzystaliśmy zatem na konwersacje, robienie sobie rozmaitych fotek etc. Obłęd w oczach miałam w dalszym ciągu ;)

Spóźniony pociąg dotarł wreszcie na staję i niemal od razu zauważyliśmy wysiadającego z niego speidermana. Ten omiótł nas niewidzącym spojrzeniem, odwrócił się do nas plecami i ruszył w kierunku odwrotnym od zamierzonego. Okrzyki niewiele dały, więc w desperacji chwyciłam za komórkę i przekazałam mu krótki komunikat: "Odwróć się!" jednocześnie wściekle machając kończyną. Po chwili na twarzy speideigo pojawił się radosny uśmiech i wreszcie do nas dotarł. Niemal w tym samym czasie dobił do nas DoubleFace, dumnie prężący klatę przyodzianą w naszą serwisową koszulkę.

Enty raz zapakowaliśmy się w "dwunastkę" i ruszyliśmy do domu. Zrobiłam kanapki dla wszystkich (choć z emocji sama nie byłam w stanie już nic przełknąć), na stół trafiły też cynamonowe drożdżówki, które własnoręcznie upiekła Nibi. Korzystaliśmy z chwili przerwy w miotaniu się po dworcach, popijaliśmy kawę i herbatę i wówczas nastąpił moment wstrząsający, który niewątpliwie na trwałe wbił się w umysły wszystkich obecnych. Otóż Yeshu, postanowił opowiedzieć dowcip o "Czu"...

Po dojściu do siebie po wstrząsie, zebraliśmy część manatków i załadowaliśmy się w tramwaj o wiadomym numerze, tym razem kierując się już na miejsce festiwalu, który odbywał się w Łódzkim Domu Kultury. Umówiliśmy się na 17:30 przed budynkiem, pozostawiliśmy ekipę i pognaliśmy (znaczy się ja i BTM) do domu, celem przytargania jeszcze paru rekwizytów, niezbędnych do kręcenia pewnej recenzji. Przed 17:00 pojawiliśmy się na Kaliskiej, oczekując na ichaboda, który wreszcie dotarł na miejsce po długiej podróży. Pociąg się oczywiście spóźnił, więc puściłam sms-a do wszystkich pozostawionych w ŁDK-u z informacją, żeby pojawili się przed budynkiem 15 minut później. Załadowaliśmy się w taksówkę i dotarliśmy na miejsce. Po powitaniu ichaboda i strzeleniu sobie foty grupowej, postanowiliśmy coś zjeść i przy okazji wypić jakieś piwo. Tym oto sposobem, ichabod, BTM i ja, całkowicie ominęliśmy pierwszy dzień festiwalu - z mojej strony, bez większego żalu ;)

Idąc w kierunku Pietryny, po dłuższej chwili wahania, zboczyliśmy nieco z trasy i udaliśmy się do "De Brasil". Obsługiwała nas wielce spłoszona pani, która pierwszy dzień była w pracy i popłoch na jej obliczu mocno pokrywał się z moim własnym ;) Usadowiliśmy się na miejscach, złożyliśmy zamówienia, a scarlet poprosiła o dodatkowe podkładki pod piwo. Niestety nie udało nam się pobić rekordu Sad Pandy, bo zabawa okazała się dużo trudniejsza niż sądziliśmy. Rekord osiągnęli Mroowa i BTM, łapiąc po sześć podkładek.

Po posiłku i piwie przyszła oczywiście kolej na kolejne fotki. Gdy zrobiło się już całkiem ciemno (i zimno) postanowiliśmy wracać do domu. Dotarliśmy na przystanek (aha, linia 12) i po niecałej godzinie podróży, z przerwą na zakupy, dojechaliśmy na miejsce.

Tu szybko nastąpił wyraźny podział na dwa fronty. Wszystkie obecne baby (znaczy się Nibi, scarlet i ja), złapały silny kontakt i postanowiły zrobić sobie sabat na balkonie (czego skutki odczuwam do dziś :D). Nie zważając kompletnie na chłód, wiatr, beton i ciemność, tkwiłyśmy w kucki na balkonie i rozprawiałyśmy w najlepsze, żałując przy okazji braku w naszym gronie choćby Kajanki. Męska część towarzystwa ulokowała się w dużym pokoju i od czasu do czasu któryś z panów odważnie wsadzał głowę na balkon, na co reagowałyśmy demonstracyjną ciszą ;) Odważny szybko się płoszył i pozostawiał nas swoim sprawom.

Sabat został przerwany koło 22:00, czy może 23:00, ponieważ na balkonie pojawił się szalenie zadowolony z siebie BTM i kwicząc z radości przekazał mi informację, od której zdrętwiało we mnie wszystko. Pomiędzy jego słowami wychwyciłam tylko "krwawa łaźnia" i "nos Kolmyra". Po przekazaniu komunikatu BTM wrócił do pokoju wciąż chichocząc, ja zaś - kompletnie nie pojmując jego wesołości w tak tragicznej chwili - wpadłam do pokoju i rzuciłam się w kierunku Kolmyra, który siedział na kanapie i faktycznie trzymał się za nos. Po głowie latały mi jakieś wspomnienia z lekcji PO "głowa w dół!", "zimny kompres!" (diabli wiedzą po co, bo przecież nie było mowy o krwotoku, tylko o rozbiciu nosa), na pierwszy zaś plan wysuwała się myśl o wzywaniu pogotowia. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do mnie, że spomiędzy palców Kolmyra nie tryska żadna czerwona ciecz, zaś sam pokrzywdzony radośnie się kiwa i wyraźnie wygląda na jednostkę dziko zadowoloną z życia. Okazało się, że komunikat BTM-a miał inne znaczenie, Kolmyrowi większa krzywda się nie stała i w ogóle clue programu tkwiło w czymś zupełnie odmiennym niż pourywane, ludzkie szczątki. Doszłam do siebie po jakimś kwadransie i dopiero wtedy też zaczęłam chichotać - wcześniej oczyma duszy wciąż widziałam Kolmyra na noszach i wyjące karetki pogotowia.

Dla uspokojenia atmosfery, zgromadzeni postanowili zaskoczyć nas czymś innym. Otrzymaliśmy dwie butelki wyjątkowo pysznego trunku (Jägermeister) i zaprezentowany nam został najwspanialszy klip, jaki w życiu widziałam. Nie wiem czy jego twórcy zechcą się z nim publicznie podzielić, więc zdradzę tylko, że zaprezentowane w nim były podziękowania pod naszym adresem oraz absolutnie genialne popisy wokalne. Ludzie... to my WAM dziękujemy! :*

Koło północy pierwsza butelka Jägermeistera była już w zasadzie pusta, a my rozrywaliśmy się przy DVD Douga oraz "Dance Central" i "Mortal Kombat" na XBoxa. Śpiąca była tylko Nibi, która dosłownie padła, jeszcze przed seansem (zazdroszczę takiego zasypiania, bez mała na stojąco!).

Około 3:00 ktoś radośnie zaproponował obejrzenie "The Room" i do realizacji tego szalonego planu przystąpiliśmy koło 4:00. Każdy dostał po kieliszku wiadomego trunku, z kuchni przyfrunęła dodatkowa partia piwa i przystąpiliśmy do oglądania Tommiego W. Film, choć niewątpliwie śmieszny, wywoływał jednak co kilka minut jakiś facepalm, dodatkowo nie był jednak na tyle wciągający, by nikt przy nim nie zasnął. Co chwila po przedpokoju snuli się Yeshu, na zmianę ze speidermanem i DoubleFacem (utrzymując, że robiąc kółka na pewno nie pacną na podłogę), względnie przyspiali (tak, ci sami panowie i też na zmianę) na jednym z krzeseł, ustawionym nieco na uboczu. Budzili się zwykle, gdy głowa opadała im do wysokości kolan. Wyspana i zadowolona z życia była za to Nibi, która wróciła do pokoju jakoś po 5:00.

Przed 6:00 poczułam, że już dłużej nie wytrzymam i absolutnie muszę się choć na chwilę położyć. W jakieś 30 minut później do podobnego wniosku doszła cała reszta. Na posterunku został wyłącznie BTM i Nibi, zaś pozostali członkowie ekipy wykorzystali dwa pokoje przeznaczone na sleepingroomy. Zjawiska osobiście nie widziałam, ale według relacji świadków, któryś z chłopaków wpełzł pod biurko i zwinł się w kłębuszek, DoubleFace zaś usiłował wężowym ruchem wśliznąć się pod podłużny stół. Po uwadze BTM'a, że stół można przecież wynieść do przedpokoju, zawahał się chwilę i w końcu wyraził zgodę na takie rozwiązanie.

Obudziłam się po niecałych 2 godzinach snu i zaczęłam odczuwać zarwaną noc oraz sobotni sabat. Gardło mnie jakby rwało, dreszcze latały po plecach i zasadniczo czułam się jak mało wesołe zombie (zakładając rzecz jasna, że zombie w ogóle mogą być wesołe). Obiecując sobie zachowanie ciszy, najpierw niemal wpadłam na śpiącego u stóp scarlet speidermana, a potem beztrosko wywaliłam własne buty w przedpokoju. Zaklęłam w duszy i postanowiłam, że nigdy więcej nie będę starała się "być cicho" (zwłaszcza, że poprzedniego dnia też powzięłam takie postanowienie - obawiając się, że obudzę Mroowę - po czym zwaliłam do wanny kolejno kubeczek ze szczotkami i szampon).

Zajrzałam do dużego pokoju, w którym Nibi siedziała z nosem w książce, a BTM oglądał kolejny odcinek "Doktora Who" na latpopie. Nibi powitała mnie radośnie, BTM nieco mniej energicznie, choć jak na kompletnie nieprzespaną noc wyglądał nieporównywalnie lepiej ode mnie.

Z pokojów zaczęły też wychodzić, w odstępie mniej więcej kwadransa, kolejne jednostki, prezentując zaskakująco zbieżny z moim wyraz twarzy. Pogoda nie była zachwycająca - próba otwarcia balkonu skończyła się poszczękiwaniem zębami i szybkim jego zamknięciem. Ustaliłyśmy ze scarlet, że planowane przez nią zakupy naleśnikowe w Lidlu jednak sobie odpuścimy i razem z BTM-em przystąpiłam do kombinowania jak by tu zrobić śniadanie, skoro naleśniki odpadły. Udało nam się w końcu wyprodukować dwa talerze kanapek, mną zaś na nowo szarpnęły nerwy i wyrzuty sumienia. Nie dość, że część osób spała na podłodze, to jeszcze te cholerne kanapki! W ruch poszły też hektolitry kawy i herbaty i większa część ekipy zaczęła znowu przypominać siebie. Ja zaś przypominałam zestresowany kawał drewna o tępym wyrazie twarzy ;)

Koło 11:00, a może i południa, zarejestrowaliśmy radosne wycie "Sto lat!" dla Douga, zrobiliśmy listę pociągów, opracowaliśmy plan latania po dworcach i wróciliśmy do ŁDK-u. W trakcie drogi wylęgł się kolejny problem, mianowicie przekazania Mroowie zarejestrowanych poprzedniego dnia materiałów - kluczowych dla zmontowania "recenzji specjalnej". Odwieźliśmy zatem wszystkich na miejsce konwentu i polecieliśmy do domu, by nagrać płyty. Dreszcze szarpały mną coraz skuteczniej :D

Dzięki wskazówkom scarlet udało nam się trafić do baru zlokalizowanego na festiwalu, w którym czekała większość grupy. Przekazaliśmy Mroowie płyty i postanowiliśmy, choć pobieżnie, rzucić okiem na to, co dzieję się na konwencie.
Trafiliśmy do sali, w której znajdowało się mnóstwo rozmaitego typu konsol i natknęliśmy na speidermana, gorączkowo pragnącego wyskoczyć w parę innych miejsc celem nabycia jakichś nieznanych mi materiałów, a obarczonego pilnowaniem bagaży. Obiecaliśmy, że zaraz go wyręczymy, szybko przelecieliśmy po korytarzach, natknęliśmy się na jedną znajomą i wróciliśmy odciążyć speidiego, który z ulgą oddalił się od pilnowanych rzeczy. Po około 20 minutach speid wrócił i poprosiliśmy, żeby skoczył na dół ustalić z resztą, co dalej. Decyzja zapadła, wszyscy zabrali swoje bagaże i zrobiliśmy kolejny kurs do baru. Powstały dodatkowe fotki, na których prezentowałam coraz bardziej zielone oblicze, Mroowa pomęczył wszystkich kamerą i nastał czas pożegnań. Odwożąc na dworce kolejne osoby, coraz mocniej żałowałam, że to już koniec. Żegnając się ze scarlet i Nibi czułam, jakbym rozstawała się z od dawna nie widzianymi siostrami, chłopaków też żal było opuszczać.

Reasumując - nieziemsko cieszę się, że do spotkania doszło i żałuję tylko, że organizacyjnie podołaliśmy zaledwie połowicznie. Mam jednak nadzieję, że do kolejnych takich zlotów dojdzie, bo podczas tego zjazdu panowała atmosfera bez mała familijna. Szkoda, że wszyscy jesteśmy tak bardzo rozrzuceni po kraju...
Avatar użytkownika
Akane
 
Posty: 2082
Dołączył(a): So paź 23, 2010 4:06 pm

Re: Spotkanie w Łodzi - relacje

Postprzez Kajanka » Cz paź 13, 2011 5:22 pm

Tylko pozazdrościć takiej Teściowej ;D

Piwo i "Zmierzch"... ooo, to musiał być klimat XD

Czy istnieje coś takiego jak niespóźniający się pociąg w Polsce?

Co do obłędu w oczach - doskonale to rozumiem. Sama mam mega stresa jak coś idzie nie tak, jak powinno, szczególnie kiedy sama coś organizuję. Przedwcześnie osiwieję chyba ;]

Mogliście mi zostawić jedną drożdżówkę :'c

Eee a co to za dowcip? Serio mnie zaciekawiłaś. Wyśle mi ktoś na PW? :>

W Łodzi macie tylko jeden tramwaj? ;]

Mam nadzieję, że gra z podkładkami (i rekordy oczywiście) zostały udokumentowane? : )

"żałując przy okazji braku w naszym gronie choćby Kajanki" aaaa kocham was :'D

Czemu nie wzięłyście sobie koca na balkon XD?

Ale mieliście fajnie - piwo, The Room i więcej piwa. Uwielbiam takie nocne akcje.

Hahaha XDDD Już sobie wyobrażam jak śpiewaliście sto lat po prawie nieprzespanej nocy... trzeba to było zrobić poprzedniego dnia ;] Pewnie wszyscy mieliście już zdarte gardła i wory pod oczyma. Choć może dzięki temu nagranie wypadło jeszcze ciekawiej XDD

BUUUUU chcę się z Wami zobaczyć :'C poproszę następne spotkanie trochę bliżej północy, pliz. <3
Obrazek

[ blog ] [ deviantart ] [ youtube ]
Avatar użytkownika
Kajanka
 
Posty: 338
Dołączył(a): N paź 24, 2010 7:36 pm
Lokalizacja: Gdynia :)

Re: Spotkanie w Łodzi - relacje

Postprzez Nibi no Nekomata » Cz paź 13, 2011 5:50 pm

Akane napisał(a):Relacja Akane (mam nadzieję, że inni też wrzucą swoje!)

jeśli się zbiorą, żeby je napisać... xD

Akane napisał(a):Stres łapałam coraz większy i prawdopodobnie miałam już coś na kształt obłędu w oczach (które, jak wiemy, są straszne i bez obłędu ;>)

nie pi*rdol, kochanie :*

Akane napisał(a):i wówczas nastąpił moment wstrząsający, który niewątpliwie na trwałe wbił się w umysły wszystkich obecnych. Otóż Yeshu, postanowił opowiedzieć dowcip o "Czu"...

uczciwie rzecz ujmując, nie postanowił, tylko ja go zmusiłam :D

Akane napisał(a):Tu szybko nastąpił wyraźny podział na dwa fronty. Wszystkie obecne baby (znaczy się Nibi, scarlet i ja), złapały silny kontakt i postanowiły zrobić sobie sabat na balkonie (czego skutki odczuwam do dziś :D). Nie zważając kompletnie na chłód, wiatr, beton i ciemność, tkwiłyśmy w kucki na balkonie i rozprawiałyśmy w najlepsze, żałując przy okazji braku w naszym gronie choćby Kajanki. Męska część towarzystwa ulokowała się w dużym pokoju i od czasu do czasu któryś z panów odważnie wsadzał głowę na balkon, na co reagowałyśmy demonstracyjną ciszą ;) Odważny szybko się płoszył i pozostawiał nas swoim sprawom.

i czemuś nie krzyczała, że Ci zimno? :C mieszczenie się we dwie pod szalem zdążyłyśmy przetestować, a ja podobno mocno grzeję. a rejterada panów po kolei była przecudowna :D

Akane napisał(a):Nie wiem czy jego twórcy zechcą się z nim publicznie podzielić, więc zdradzę tylko, że zaprezentowane w nim były podziękowania pod naszym adresem oraz absolutnie genialne popisy wokalne. Ludzie... to my WAM dziękujemy! :*

kłóciłabym się, czy genialne :x ale z tego, co wiem, wszyscy mieli ten sam syndrom, co ja, i podobały im się wszystkie występy za wyjątkiem własnego.

Akane napisał(a):Śpiąca była tylko Nibi, która dosłownie padła, jeszcze przed seansem (zazdroszczę takiego zasypiania, bez mała na stojąco!)

dopiero koło drugiej ;) i tylko dlatego, że siedziałam do oporu, normalnie muszę się wiercić dobre pół godziny, zanim uda mi się choćby przysnąć.

Akane napisał(a):Około 3:00 ktoś radośnie zaproponował obejrzenie "The Room" i do realizacji tego szalonego planu przystąpiliśmy koło 4:00. Każdy dostał po kieliszku wiadomego trunku, z kuchni przyfrunęła dodatkowa partia piwa i przystąpiliśmy do oglądania Tommiego W. Film, choć niewątpliwie śmieszny, wywoływał jednak co kilka minut jakiś facepalm, dodatkowo nie był jednak na tyle wciągający, by nikt przy nim nie zasnął. Co chwila po przedpokoju snuli się Yeshu, na zmianę ze speidermanem i DoubleFacem (utrzymując, że robiąc kółka na pewno nie pacną na podłogę), względnie przyspiali (tak, ci sami panowie i też na zmianę) na jednym z krzeseł, ustawionym nieco na uboczu. Budzili się zwykle, gdy głowa opadała im do wysokości kolan. Wyspana i zadowolona z życia była za to Nibi, która wróciła do pokoju jakoś po 5:00

zdążyłam na końcówkę, i szacun dla Was, żeście dali radę obejrzeć to w całości :D no byłam wyspana i zadowolona z życia, co miałam nie być, skoro spałam nawet nie jak dama, tylko jak księżniczka ;)

Akane napisał(a):Przed 6:00 poczułam, że już dłużej nie wytrzymam i absolutnie muszę się choć na chwilę położyć. W jakieś 30 minut później do podobnego wniosku doszła cała reszta. Na posterunku został wyłącznie BTM i Nibi, zaś pozostali członkowie ekipy wykorzystali dwa pokoje przeznaczone na sleepingroomy. Zjawiska osobiście nie widziałam, ale według relacji świadków, któryś z chłopaków wpełzł pod biurko i zwinł się w kłębuszek, DoubleFace zaś usiłował wężowym ruchem wśliznąć się pod podłużny stół. Po uwadze BTM'a, że stół można przecież wynieść do przedpokoju, zawahał się chwilę i w końcu wyraził zgodę na takie rozwiązanie.

muszę Ci powiedzieć, że z mojej perspektywy wyglądało to szalenie zabawnie, a rekord pobił icha, który, kiwając się nieprzytomnie na krześle, upierał się, że nie jest śpiący xD a panowie wyglądali tak słodko, leżąc na tej podłodze pokotem <3

Akane napisał(a):Zajrzałam do dużego pokoju, w którym Nibi siedziała z nosem w książce, a BTM oglądał kolejny odcinek "Doktora Who" na latpopie. Nibi powitała mnie radośnie, BTM nieco mniej energicznie, choć jak na kompletnie nieprzespaną noc wyglądał nieporównywalnie lepiej ode mnie.

dla BTMa jestem cały czas pełna podziwu, bo trzymał się nawet nie dobrze, a świetnie :3

Akane napisał(a):Z pokojów zaczęły też wychodzić, w odstępie mniej więcej kwadransa, kolejne jednostki

oprócz Mroowy, którego budziłam, i do końca życia nie zapomnę spojrzenia, jakim mnie obdarzył :B


Akane napisał(a):Żegnając się ze scarlet i Nibi czułam, jakbym rozstawała się z od dawna nie widzianymi siostrami, chłopaków też żal było opuszczać.

Ty też? ;u;

Akane napisał(a):Reasumując - nieziemsko cieszę się, że do spotkania doszło i żałuję tylko, że organizacyjnie podołaliśmy zaledwie połowicznie. Mam jednak nadzieję, że do kolejnych takich zlotów dojdzie, bo podczas tego zjazdu panowała atmosfera bez mała familijna. Szkoda, że wszyscy jesteśmy tak bardzo rozrzuceni po kraju...

nie pitol, że nie podołaliście, bo mi się podobało szalenie ^^ i też strasznie chcę następne :C
Träumen und Gedichte schreiben oder reiten mit dem Wind... Niemand versteht mich so wie du!
~~
- Zaczynamy trochę myśleć? (...)
- Ja zaczynam myśleć. Ty jesteś tylko animowanym objawem schizofrenii.
Avatar użytkownika
Nibi no Nekomata
 
Posty: 104
Dołączył(a): Pn kwi 11, 2011 5:10 pm
Lokalizacja: tu żyją smoki

Re: Spotkanie w Łodzi - relacje

Postprzez DoubleFace » Cz paź 13, 2011 8:09 pm

Spróbuję opowiedzieć jak to wyglądało z mojej strony. Najpierw zacznę od prologu chyba.

To była moja pierwsza wyprawa do miejsca, w którym nigdy nie byłem, do ludzi których znam tylko z rozmów w internecie. I moje szczęście, że ukończyłem 18 lat, przez co miałem jakiś kredyt zaufania u rodziców (choć nadal obawiali się, czy aby na pewno wrócę). Wyjazd nie ułatwiało mi ani PKP (pociąg z przesiadką o 5:32 z Malborka) i lokalny przewoźnik (najwcześniejszy autobus o 5.20, więc nie było mowy o zdążeniu na pociąg). Postanowiłem więc nocować u kolegi w Malborku, co było chyba największym błędem całego wyjazdu. Nie dość że towarzysze mnie rozpili, to jeszcze trudno było zmusić ich do uciszenia się (bądź puszczania Red Hot Chilli Peppers na cały regulator). Tak czy owak, jakimś cudem obudziłem się o 4.30, po dwóch godzinach snu, wykąpałem się i ruszyłem na dworzec na pociąg do Tczewa. W Tczewie czekała mnie przesiadka na pociąg do Łodzi Kaliskiej. Niestety kac i wynikający z tego ból żołądka nie pozwolił mi odespać chociaż 2 godzin. 7 godzin podróży spędziłem "w trybie czuwania" obserwując monotonny krajobraz za oknem.

Ostatnie trzydzieści minut spędziłem na gorączkowym patrzeniu w zegarek i okno, by wysiąść we właściwym miejscu. Z lekkim opóźnieniem dotarłem do Łodzi Kaliskiej. Obawiałem się, czy aby na pewno będzie ktoś na mnie czekał. Ale dość szybko spostrzegłem charakterystyczną grupę indywiduów w znajomych koszulkach. Udaliśmy się na dworzec, zaczęły się pierwsze sesje zdjęciowe. Po krótkiej podróży dotarliśmy do pewnego blokowiska i miałem okazje zwiedzić okolice, w których czas chyba się zatrzymał. Po dotarciu na miejsce byłem pozytywnie zaskoczony. Od razu zostaliśmy ugoszczeni, otrzymaliśmy "drugie śniadanie". Odstawiliśmy bagaże i ruszylismy na konwent najedzeni i względnie pełni energii. Były to pierwsze targi, na których uczestniczyłem i mimo kilku opinii, że było "biednie", to ja się dobrze bawiłem. Fajnie było sobie ponerdzić i nie być za to zlinczowany. A już zupełnie niespodziewane było spotkanie z pewnym fanem Critica, który nie znał Naszej strony! Poleciłem mu spojrzenie na nasz serwis, ciekawe, czy kiedyś nas odwiedzi. By the way gościu przypomninał Welshy'ego, tylko nie miał okularów i włosy miał w innym kolorze. Spotkaliśmy też parę wykrętów, fanów Mroowy, z dosyć niecodziennym komiksem ich autorstwa. Na targach była też sala z konsolami, ale wolałem się od niej trzymać z daleka. W końcu reszta tam się zebrała, więc zajrzałem. Wśród masy mainstreamowych konsol, moim oczom ukazały się ustawione w kącie oldskulowe maszynki, jak Master System, niedziałający Genesis, PSX z tylką jedną grą i PEGASUS! Wow! Gdyby była taka możliwość, to z chęcią bym go odkupił. Grę w Ninja Gaiden umilali mi dwaj jegomoście od komiksu, komentując moje poczynania w grze i to co się dzieje na ekranie. W game roomie przyglądał mi się też pewien gościu, który wydawał mi się dziwnie znajomy. Okazała się, że to był quaz, dosyć znany recenzent gier z serwisu Gaminator. Szkoda, że przekonałem się o tym dopiero jak wróciłem do domu i obejrzałem jego relację.

Obrazek

Po spędzeniu trzech godzin na konwencie, wyszliśmy na zewnątrz i przywitaliśmy skonsternowanego Ichaboda (TARDIS zwany PKP wysłał go o w złe miejsce) i udaliśmy się do całkiem przyjemnej restauracji. Nie postawiliśmy na różnorodność i większość zamówiła hamburgera z PRAWDZIWYM MIĘSEM! Ichabodowi znowu się nie powiodło, jego serowo-cebulowe coś, zwane zupą nie przypadło mu do gustu. Ze względu na mały apetyt spowodowany wciąż trzymającym się kacem ofiarowałem frytki Mroowie, chudy biedak, to musi jeść. Nie wspomnę już o miłej, ale nieco zestresowanej kelnerce, która na szczęście trafiła na wyrozumiałych klientów ;). Nie mogło się obyć bez przerzucania podkładkami na piwo. Mi udało się z trzema naraz.

Obrazek

Wróciliśmy do naszego lokum i zaczęło się od składania życzeń Akane i BTMowi. Wręczyliśmy zacny alkohol (którego i tak "nieco" wyżydziliśmy od nich) i puściliśmy nasz nieszczęsny (głównie mój) występ. Czy mamy się nim dzielić? NIE! TRZEBA BYŁO POJAWIĆ NA SPOTKANIU. BUAHAHAHAHA! Potem zaczęły się przygotowania do prześmiesznego skeczu będącego dziełem Mroowy i Kolmyra (plus kilku ról epizodycznych), o którym też nic nie powiem. Następnie obejrzeliśmy sobie kilka klipów z DVD Douga, które Akane i BTM zakupili podczas Aninite (Turecki Rambo i jego Nerf-RPG rządzi!). I nadeszła pora na to, by każdy uczestnik spotkania spróbował swoich sił w Dance Central. Moje umiejętności prezentowały poziom mniej więcej taki sam jak Angry Joe'go podczas jego Wściekłej recenzji (nie pomagało mi w tym radio gadające murzyńskim akcentem tłumaczące jak mam wykonywać poszczególne ruchy). W grupie amatorów najlepiej poradził sobie Speiderman, ale to Akane należał się tytuł królowej parkietu. Zmęczeni tańcem przerzuciliśmy się na Mortal Kombat, który na początku nie wzbudzał zainteresowania pań, ale w końcu każda dorwała się do pada. I tak doszliśmy do 3-4 w nocy, aż ktoś wpadł na genialny pomysł obejrzenia The Room. Po ściągnięciu tego arcydzieła każdy mógł się pochwalić znajomością cytatów z filmu TW (o ile powoli nie zasypiał). Mimo że miałem ochotę położyć się już w połowie filmu, byłem twardy i wytrzymałem do końca. Gdzieś koło 5.30 w mieszkaniu zapadła cisza. Scarlet i speiderman ugościli się w dwóch łożkach, a ja, ichabod, Mroowa, Kolmyr i Yeshu ścisnęliśmy się na podłodze. I było względnie wygodnie :) BTM, Akane i Nibi czuwały resztę dnia. Tak skończył się mniej więcej dzień pierwszy

Obrazek

Gdy obudziłem się koło 10, tylko Mroowa jeszcze leżał. Zdążyłem się ogarnąć, choć na widok niezbyt schludnych włosów miałem się ochotę wykąpać, ale wolałem już nie stwarzać problemów domownikom którzy i tak wyświadczyli nam dużą przysługę. Zjedliśmy śniadanie, nakręciliśmy video dla Douga, spakowaliśmy się i zabraliśmy wszystkie nasze bagaże, gdyż już nie było w planach wracać do miejsca naszego noclegu. Udaliśmy się znowu na konwent. Powitała nas znajoma para psychofanów Mroowy wręczając nam okropne komiksowe ziny (który na szczęście nie był ich autorstwa, a pewnie jakiejś młodzieżówki Palikota). Znowu rozdzieliliśmy się i zwiedzaliśmy stoiska. Głównym zadaniem było zdobycie autografu Akiry Yamaoka, autora ścieżki dźwiękowej do gry Silent Hill. Gościa na szczęście kojarzyłem, ale dopiero gdzieś tak od sierpnia, gdy zacząłem interesować się Silent Hillem. Gdy już nie było co robić, większość grupy przeniosła się do barku, gdzie Nibi zjadła 3 epickie placki ziemniaczane za jedyne 14 zł, wow. Byłem też świadkiem na żywo powstawania kolejnego odcinka z serii "Człowiek Wiadro próbuje". Postanowiłem wyjść z barku, by zabrać swoje bagaże z game roomu, wchodzę po schodach, a tam Akira! Damn it. Biegnę szybko po bagaże i mówię Mroowie o tym kogo spotkałem. Ten szybko wręczył mi stuff do podpisania. Udało mi się dorwać Japończyka, poprosić o autograf dla mnie i dla Mroowy. Oczywiście nie było żadnego problemu, podpisał się w dwóch miejscach, ja uścisnąłem z nim dłoń i wróciłem do grupy w tryumfie. Najbardziej żałuję, że dałem mu ten kiepski zin do podpisania, była to jedyna rzecz, jaką miałem pod ręką. Mogłem chociaż wyciągnąć mój bilet PKP do podpisania, to by była pamiątka. W grę wchodziło też kupienie komiksu "Umierając wewnątrz" na pobliskim stoisku z komiksami, ale prawie 80 zł za komiks z tak fatalnymi ilustracjami - to by nie był interes życia. Ostatnią godzinę spędziliśmy na robieniu fotek. Ja miałem szansę oswoić się za kamerą i "mały błąd" sprawił, że musiałem nagrywać vlog Mroowy od nowa :( . Sorry jeszcze raz.

Obrazek

Nadszedł czas pożegnań. W Łodzi Fabrycznej pożegnaliśmy Nibi, Scarlet, Yeshu i Mroowę, który preferuję PKSy od pociągów. W Łodzi Kaliskiej nastąpiło ostatecznie pożegnanie z Kolmyrem i naszymi wspaniałymi Administratorami. Razem ze Speidermanem i Ichabodem wsiadłem do pociągu jadącego w kierunku Torunia. I dopiero w pociągu zaczęło mnie brać zmęczenie wynikające z 4 godzinnego snu. Zasnąłem jak kamień. W Toruniu pożegnaliśmy się ze Speidermanem, a ja z ichabodem w oczekiwaniu na przesiadkę uciąłem sobie jeszcze godzinną rozmowę na tematy WHOjowe i inne. Czekał mnie jeszcze pociąg do Iławy i z Iławy do Malborka, a stamtąd już ojciec mnie odebrał.

Podsumowując (ale się rozpisałem) było naprawdę super spotkać takich ciekawych ludzi. Każdy na swój sposób był trochę pokręcony, wszyscy mieli ze sobą jakieś charakterystyczne gadżety (choć w ilości chyba ja pobiłem rekord). Wszystkim dopisywał humor, mimo wyraźnego zmęczenia, udało się nakręcić trochę materiału no i zawrzeć dużo znajomości. Wielkie dzięki dla całej ekipy szczególnie do Mroowy (czułem się, jakby dobry kumpel mi opowiadał) i ichaboda za zmotywowanie do tworzenia dalszych recenzji. No i oczywiście dla Bartka i Eweliny za opiekę, nocleg, jedzenie i za wszystko co nam zorganizowaliście. You are the men!

Niestety nie zabrałem ze sobą aparatu. Bałem się spytać, już cud, że mnie puścili samego do Łodzi. Posłuzę się więc fotami Nibi i Akane.

P.S. Nie będzie fot od Akane, serwer ze zdjęciami padł.

Wystąpili:

Obrazek
Akane

Obrazek
BTM

Obrazek
Ichabod (chyba ujrzał Toma Hanksa)

Obrazek
Kolmyr

Obrazek
Nibi

Obrazek
Scarlet

Obrazek
Speiderman

Obrazek
Yeshu Wielki Czu

Obrazek
Uncle Mroowa

Obrazek
no i ja

THE END

Ups, jak mogłem zapomnieć o

Obrazek
Panu Alkoholu!
Avatar użytkownika
DoubleFace
 
Posty: 393
Dołączył(a): Pt gru 03, 2010 10:43 am

Re: Spotkanie w Łodzi - relacje

Postprzez Kajanka » Cz paź 13, 2011 8:32 pm

Dzięki za kolejną relację, też świetnie się czytało.

Drugie zdjęcie od góry, Mroowa - nie mogę powstrzymać się od śmiechu patrząc na to XD

Fajni z Was ludzie ;]
Obrazek

[ blog ] [ deviantart ] [ youtube ]
Avatar użytkownika
Kajanka
 
Posty: 338
Dołączył(a): N paź 24, 2010 7:36 pm
Lokalizacja: Gdynia :)

Re: Spotkanie w Łodzi - relacje

Postprzez ichabod » Cz paź 13, 2011 8:36 pm

Ok, oto relacja z mojej perspektywy ;)

Oczywiście sprawa zrzuty na Jaegermeistery i samego nagrania była ustalona gdzieś dobry tydzień przed spotkaniem, ale obie rzeczy załatwiane były standardowo na ostatnią chwilę. ;) Lekka nerwówka była z filmikiem, który zacząłem montować wieczorem, dzień przed wyjazdem. W związku z tym posiedziałem sobie gdzieś do 3-4 w nocy i z zaplanowanego wyjazdu o 6 do Łodzi nic nie wyszło, postanowiłem jechać około 8.40. Filmik został zmontowany, zrenderowany i wrzucony na YT, więc mogłem sobie spać spokojnie i po pobudce o 7 spakowałem się i ruszyłem na Dworzec Główny w Toruniu. Muszę powiedzieć, że jakość nadesłanych materiałów była wypas, albo techniczna, albo artystyczna - nigdy jednocześnie :D Ale serio, montaż tego to była czysta przyjemność, tym bardziej, że wszyscy musieli się czymś wyróżnić, zatem nie było problemu w wybieraniu najlepszych elementów. Zatem myślę, że wyszło to bardzo fajnie i ja osobiście nie mam nic przeciwko udostępnieniu tego szerszemu gronu, ale to nie tylko moja decyzja, wiem, że ludzie bywają wstydliwi :D

Tak czy inaczej, dotarłem w końcu na dworzec, kupiłem bilet, rzuciłem okiem z którego peronu (II) odjeżdża mój pociąg i poczłapałem tam powoli, mając jeszcze w zapasie koło 10 minut. Dokładnie o 8.40 (to było podejrzane, ale ja rzadko pociągami jeżdżę, więc uznałem, że takie anomalie się zdarzają) nadjechał na peron II pociąg, do którego kierowała się większość ludzi stojących na peronie. Zerknąłem tylko na tablicę, która miała jako docelowy przystanek Łódź Kaliską i nie zastanawiając się, zająłem sobie miejsce w przedziale. Po pół godziny jazdy, miła pani konduktor powiedziała mi, że mój bilet jest niestety zły, bo jadę w zupełnie inną stronę, do Bydgoszczy. Zachowując kompletny spokój, co musiało wywołać szok u współpasażerów, bo mieli miny, jakby czekali na jakiś wybuch złości czy rozpaczy, poprosiłem konduktorkę, żeby wypisała mi bilet do Bydgoszczy, a stamtąd postanowiłem wrócić do Torunia i potem poprosić o zwrot pieniędzy za bilet do Łodzi, przy okazji kupując nowy. Z Torunia do Bydgoszczy jedzie się około 40 minut, więc łącznie z czekaniem na pociąg na bydgoskim dworcu, miałem w tym momencie z 2,5 godziny w plecy. Uznałem, że wypada poinformować o sytuacji Akane, od której w odpowiedzi dostałem coś w rodzaju "... ok", chciałbym zobaczyć jej minę xD Na pewno jednak nie była równie bezcenna co moja i tych kilkunastu innych osób, które tak jak ja się przejechały niepotrzebnie ;)

W każdym razie w żadnym razie nie dopuszczałem w ogóle do siebie opcji, żeby się w Łodzi nie pojawić i to z 3 powodów ;)

1) Wiozłem przecież bardzo ważne rzeczy - dwa flaszki, a przy okazji miałem u siebie na koncie YT film z piosenką, przy którego pokazie po prostu musiałem być ;)

2) To była w końcu jedna z niewielu okazji poznania tych świetnych ludzi na żywo i mógłbym w związku z tym tam jechać nawet cały dzień ;)

3) Gdybym w końcu nie dojechał, to czuję, że by się ze mnie śmiali do końca życia, a tak ważne, że się w ogóle pojawiłem xD

W Toruniu w końcu dotarł pociąg do Łodzi, upewniłem się ze trzy razu, że na pewno jest na południe, zapakowałem się i zacząłem dłuuuugą podróż, bo oczywiście najbliższy pociąg musiał być jakimś lokalnym złomem, zatrzymującym się w każdej najmniejszej wiosce. No i jechałem dobre 4 godziny, przez 80% czasu będąc całkowicie sam w pustym przedziale, miałem kupę czasu na przemyślenia o życiu i śmierci :D Z ciekawych epizodów, wsiadł gdzieś pod Toruniu do mojego przedziału jakiś maksymalnie stereotypowy skin (łysy, szelki, glany, krzyż celtycki na koszulce, etc.), po czym niedługo potem zmienił koszulkę, zdjął szelki, założył jakąś czapeczkę, adidaski, swój aryjski uniform zapakował do torby i we Włocławku wysiadł jako zupełnie inny człowiek ;) Był też pan, który był święcie przekonany, że wioska o nazwie Kaliska to to samo co Łódź Kaliska, za Chiny nie dał się przekonać i sobie wysiadł.

Niedługo przed dotarciem do Łodzi dostałem sms od Akane, że są już na dworcu, ale takiego pociągu jak mój tu nie widzą i czy na pewno dojadę. Rozumiem nieufność z ich strony po mojej przygodzie, natomiast w którymś momencie sam zacząłem się zastanawiać czy nie jadę do jakiegoś Hoghwartu, jednak szare blokowiska pokryte napisami Widzew Żydy i ŁKS Jude spowodowały, że wiedziałem już, gdzie jestem. ;) Niedługo potem wreszcie spotkałem jakieś żywe dusze (i to całkiem znajome) i wraz z Akane i BTM-em dotarłem pod budynek, gdzie miał miejsce konwent, by tam spotkać resztę gromadki.

Dalsza część raczej pokrywa się z relacją Akane, więc nie będę się powtarzał, natomiast wymienię, co mi się podoabło ponad to:

1) Yeshu i jego monolog o prequelu do The Thing i zabijaniu psa latając helikopterem. Ciężko to oddać, w każdym razie Randomy Gaido się chowają.
2) Piwo w tej knajpie było spoko, tym bardziej, że podawane w kuflach 1l, czy tak jak należy ;)
3) Spało się całkiem wygodnie na posłaniu z 2 śpiworów i koca :P
4) ...choć potem żałowałem decyzji, bo te 3 godzinki mi dużo nie dały, a mogłem pooglądać Doktora z BTM-em :(
5) Spotkać Cyryla i Człowieka Wiadro na żywo, bezcenne
6) Ba, spotkać tę forumową zgraję na żywo było super, choćby z tego względu, że w pewnym sensie odbiera się nawet wówczas posty na forum nieco inaczej, mając już wyobrażenie, co to za ludzie, jak mówią, jak się zachowują, jak wyglądają, itd.
7) Nie wspominając już o tym, że wszyscy bez wyjątku są świetni, ze szczególnym uwzględnieniem gospodarzy, którzy użyczyli mi nawet igły i nitki do przyszycia guzika ;)
8) Konwent był ok, ale szczerze, bez towarzystwa bym się tam pewnie nie wybrał
9) The Room oglądało się bardzo fajnie, choć nie przeczę, pod koniec już trochę mi się oczy zamykały, chyba po prostu tempo w filmie siada ;D
10) Śniadania nie ruszyłem, bo jedzenie tak wcześnie kończy się u mnie mdłościami, ale żałuję, bo wyglądało smacznie ;)

Także potem przyszedł trudny moment pożegnań i ja generalnie nie należę do wylewnych osób, ale zrobiło mi się smutno na samą myśl, że to już koniec ;) Podróż spędziłem na zmianę przysypiając, przeglądając pisemka albo gapiąc się na speidermena i zastanawiając, kogo mi przypomina (Rory!) W Toruniu wysiadłem z DoubleFacem i po kilku nerdowskich dyskusjach on udał się do swojego pociągu, a ja na autobus miejski.

THE END. Tęsknię za tą fajną atmosferą, mam nadzieje, że powtórzymy spotkanie ;)

PS. Jestem chyba wyjątkiem, ale mi się bardzo podobał mój własny występ w filmiku dziękczynnym. Co prawda show ukradli imo scarlet i DoubleFace, ale i tak, auto-tune robi swoje ;P
Obrazek
Avatar użytkownika
ichabod
Recenzent
Recenzent
 
Posty: 1896
Dołączył(a): Śr sty 05, 2011 11:07 am
Lokalizacja: Toruń

Re: Spotkanie w Łodzi - relacje

Postprzez Nibi no Nekomata » Cz paź 13, 2011 8:46 pm

ichabod napisał(a):...choć potem żałowałem decyzji, bo te 3 godzinki mi dużo nie dały, a mogłem pooglądać Doktora z BTM-em :(

już widzę, jakbyś pooglądał, wyłączyłbyś się po góra piętnastu minutach :P
Träumen und Gedichte schreiben oder reiten mit dem Wind... Niemand versteht mich so wie du!
~~
- Zaczynamy trochę myśleć? (...)
- Ja zaczynam myśleć. Ty jesteś tylko animowanym objawem schizofrenii.
Avatar użytkownika
Nibi no Nekomata
 
Posty: 104
Dołączył(a): Pn kwi 11, 2011 5:10 pm
Lokalizacja: tu żyją smoki

Re: Spotkanie w Łodzi - relacje

Postprzez roofix » Cz paź 13, 2011 8:54 pm

Najfajniejsza na razie fota z ludźmi leżącymi w pokoju. Ech, budzi to miłe wspomnienia :)
Wiem też, że strasznie ciekawym doświadczeniem może być spotkanie z ludźmi, z którymi wcześniej gadało się np z rok na forum dyskusyjnym. W wakacje coś takiego przeżyłem. Mogę się założyć, że pewnie padało pytanie "To jesteś ty?", albo stwierdzenie "Ach, to ty!".
roofix
 
Posty: 472
Dołączył(a): Pn lut 14, 2011 11:07 pm

Re: Spotkanie w Łodzi - relacje

Postprzez Yeshu » Cz paź 13, 2011 8:55 pm

Wy to już chyba do końca życia będzieci mi wypominać "kawał o CZU" ;)
- You have so little to offer.
- I HAD an offer in mind.
~Death, Darksiders 2
Avatar użytkownika
Yeshu
 
Posty: 552
Dołączył(a): N mar 27, 2011 3:47 pm
Lokalizacja: Warka

Re: Spotkanie w Łodzi - relacje

Postprzez ichabod » Cz paź 13, 2011 8:57 pm

roofix - Padało pytanie "To ty? Nie... gdzie masz headset?" ;)
Obrazek
Avatar użytkownika
ichabod
Recenzent
Recenzent
 
Posty: 1896
Dołączył(a): Śr sty 05, 2011 11:07 am
Lokalizacja: Toruń

Następna strona

Powrót do Pozostałe

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Bing [Bot] i 77 gości

cron